Forbes w tym roku pudłował na potęgę. Przegrywał sam na sam z bramkarzami, chybiał z kilku metrów, a w ostatnim meczu zmarnował nawet rzut karny. Hyballa był jednak cierpliwy, ale chyba nawet znany z optymizmu szkoleniowiec nie spodziewał się takich efektów. Forbes wypracował pierwszą bramkę i pięknym strzałem zdobył drugą, a to wszystko przeciwko Dante Stipicy, którego rywale nie potrafili pokonać w czterech kolejnych spotkaniach. Wobec braku Gieorgija Żukowa trener Peter Hyballa nie zamierzał kombinować z przestawianiem zawodników w defensywie, tylko postawił na wzmocnienie ataku. Do tyłu przesunął Stefana Savicia, a z przodu zagrał dwoma napastnikami. Tym wysuniętym był tradycyjnie Forbes, a za nim wystąpił Żan Medved. Debiut w podstawowym składzie zaliczył też 17-letni Piotr Starzyński, bo okazało się, że niezdolny do gry jest również Jean Carlos. I to właśnie młodzian z Wisły miał duży udział przy bramce na 1-0. Forbes zagrał bardzo mocne dośrodkowania w pole karne, Starzyński do końca naciskał Luka Zahovicia, a defensor Pogoni wpakował piłkę do własnej bramki. Tym samym to zawodnik "Portowców", a nie któryś z przeciwników przerwał serię Dante Stipica bez straconego gola, która trwała od 12 grudnia, gdy pokonał go Michał Jakóbowski z Warty Poznań. Ta bramka to było jednak nic w porównaniu, z tym, co wydarzyło się kwadrans później. Forbes otrzymał piłkę na 30. metrze, a zawodnicy Pogoni jakby pomyśleli: "skoro w ostatnich meczach nie trafia z trzech metrów, to z 30 nawet nie będzie próbował". A jednak. Kostarykanin bez zastanowienia przymierzył po długim rogu, a Stipicia przyglądał się piłce jak wmurowany. Co się stało, dotarło do niego dopiero, gdy Forbes biegł już cieszyć się w kierunku kamery. W tym samym momencie Hyballa złapał się za głowę, bo pewnie liczył na przełamanie swojego napastnika, ale chyba nie sądził, że zrobi to w takim stylu. Pogoń do przerwy bywała groźna, ale jakby... zapomniała o przepisach gry w piłkę nożną. Już w pierwszym kwadransie szczecinianie trzy razy dali złapać się na spalonym, a po uderzeniu z takiej pozycji Michała Kucharczyka piłka trafiła w słupek. Pomocnik Pogoni miał jeszcze jedną świetną okazję, ale zamiast trafić do siatki, trafił w Serafina Szotę (zmienił kontuzjowanego Adiego Mehremicia). Po przerwie Pogoń błyskawicznie zadbała, by mecz w napięciu trzymał aż do ostatniej minuty. Zaraz na początku drugiej części Alexander Gorgon uderzył po długim słupku, a piłka podskoczyła tuż przed Mateuszem Lisem i wpadła do siatki. Wściekły bramkarz Wisły uderzył pięścią w nierówną murawę, ale współwinny straty bramki był również Burliga, który był za daleko od Gorgona. Po tym golu zaczęła się wymiana ciosów. Pogoń napędzana była przez Kucharczyka, za to Wisła stwarzała groźniejsze sytuacje. W krótkim czasie Stipica odbił jednak strzały Savicia, Forbesa oraz Medveda i z zaciśniętą pięścią zwrócił się w stronę ławki rezerwowych niczym bramkarz w piłce ręcznej po serii udanych interwencji. Pogoń do końca walczyła o wyrównującą bramkę, ale Wisła wygrała zasłużenie. Dzięki temu zwycięstwu krakowianie w końcu złapali oddech. Wskoczyli na 10. pozycję i mają sześć punktów nad miejsce spadkowym. Z kolei Pogoń może dać się dogonić Legii, jeśli ta w sobotę pokona Wisłę Płock. Przed kolejnym meczem trener Peter Hyballa będzie miał jednak ból głowy z zestawieniem defensywy, bo przeciwko Wiśle Płock z powodu żółtych kartek nie będzie mógł zagrać Łukasz Burliga, a na razie nie wiadomo jak poważny jest uraz Mehremicia. W 70. minucie debiut w Wiśle zaliczył Krystian Wachowiak. Wisła Kraków - Pogoń Szczecin 2-1 (2-0) Bramki: Zech (31. Bramka samobójcza), Forbes (45.) - Gorgon (48.). Żółte kartki: Burliga, Sadlok, Medved - Gorgon, Zahović, Zech, Bartkowski, Matynia. Wisła: Lis - Burliga, Frydrych, Mehremić, Sadlok - Yeboah (69. Błaszczykowski), Plewka, Savić, Starzyński (69. Wachowiak) - Medved (89. Chuca) - Forbes. Pogoń: Stipica - Bartkowski (75. Benedyczak), Zech, Malec, Machado - Kucharczyk, Podstawski, Drygas (62. Hostikka), Gorgon, Smoliński (83. Fornalczyk) - Zahović (75. Frączczak). Sędziował Paweł Raczkowski z Warszawy. Z Krakowa Piotr Jawor