W żadnym klubie Ekstraklasy wiosną nie było tylu zmian. W pierwszym meczu Wisła pokazała jednak, że nawet taką rewolucję można przekuć w twórczy chaos. Z sześciu pozyskanych zawodników zagrało trzech i każdy w innej formacji. Hebert miał dać spokój w obronie, Gieorgij Żukow poukładać drugą linię, a Alon Turgeman strzelać bramki. I wszyscy z tych zadań wywiązali się bez zarzutu. Układanie od tyłu Zmniejszyć średnią traconych bramek - to dla Wisły była podstawowy cel. Gorszą defensywę w całej Ekstraklasie miał tylko ŁKS, więc trener Artur Skowronek zaczął układać klocki od tyłu. Ich fundamentem miał być Hebert i nie zawiódł. Brazylijczyk rządził defensywą, dzięki czemu nie odnosiło się już wrażenia, że to tykająca bomba. Do tego Hebert udowodnił, że potrafi posłać długie podanie, a spokoju przy nim nabrał Lukas Klemenz. Gdy pozyskany Brazylijczyk musiał jednak opuścić boisko z powodu urazu, to niewiele gorzej od niego spisał się Rafał Janicki. Może to efekt dobrze przepracowanego okresu przygotowawczego, a może... ... druga linia na medal Obrońcom było łatwiej, bo Wisła w pomocny w końcu rozstawiła zasieki. Nie było tam bezsensownie krzątających się zawodników, tylko jeden organizm, w którym każde naczynie doskonale wiedziało, za co odpowiada. Świetnie w defensywie spisał się duet Vullnet Basha - Georgij Żukow. Jakby rywalizowali, kto zaliczy więcej odbiorów czy wślizgów. Dzięki temu akcje Jagiellonii często były rozbijane, zanim jeszcze rywalom na dobre udało się je zawiązać. - Przed meczem wiele rozmawialiśmy o tym, że Żukow i Basha powinni ze sobą współpracować. Oni są sercem zespołu. Jak pomocnicy grają dobrze, to cała drużyna będzie grała dobrze. Co do tego jestem pewny i tak właśnie było - podkreślał po spotkaniu Hebert. Tytaniczna praca defensywnych pomocników dała jeszcze jeden efekt - bagaż obowiązków defensywnych mógł z pleców zrzucić Vukan Savicević. Efekt? Kilka razy błysnął w ofensywie (choćby przy golu na 1-0), ale też nie próbował budować akcji już od swojej bramki, co w poprzedniej rundzie kilka razy kończyło się jego błędami i straconymi bramkami. Hasło, które nabrało znaczenia Zresztą defensywa Wisły zaczynała się już od linii ataku. Choć hasło "napastnik jest pierwszym obrońcą" często nie ma pokrycia w rzeczywistości, to Turgeman doskonale wie, o co w takiej taktyce chodzi. Atakował bramkarza i defensorów, nie tylko utrudniając im rozegranie, ale także rzeczywiście odbierając piłkę. Raz nawet przyniosło to efekt, ale zabrakło dobrego podania ze strony Żukowa. Turgeman pokazał, że ciężkiej pracy na murawie się nie boi, a przebiegnięte za piłką kilometry nie przeszkadzają mu w zachowaniu zimnej krwi, co udowodnił przy bramce na 1-0. A to wszystko, po zaledwie trzech treningach z drużyną. Dwóch przegranych Wisła według pomysłu trenera Skowronka zaprezentowała się obiecująco, choć nie wszyscy mogą być zadowoleni z takiego obrotu wydarzeń. Na razie przegranymi okresu przygotowawczego oraz nowej taktyki są Michał Mak i Damian Pawłowski. Mak jesienią niemal każde spotkanie zaczynał w podstawowym składzie, ale z Jagiellonią zagrał tylko 10 minut, bo na jego pozycji wystąpił młodzieżowiec - Kamil Wojtkowski. 22-letni pomocnik miejsce w składzie zabrał również innemu młodzieżowcowi - Damianowi Pawłowskiemu. Były zawodnik m.in. Pogoni Szczecin jesienią u Skowronka był podstawowym piłkarzem, ale na inaugurację wiosny nie zagrał ani minuty. Co więcej, gdy należało zmienić Wojtkowskiego, to zrobił to Aleksander Buksa, który bramką dodatkowo umocnił swoją pozycję. Pocieszeniem dla tych zawodników jest jednak fakt, że przed klubami Ekstraklasy bardzo intensywna wiosna, bo w niewiele ponad dwa miesiące zagrają po 17 spotkań. Na razie zanosi się na to, że wysokie tempo rozgrywek może być sprzymierzeńcem krakowian, bo jeśli pozyskani zawodnicy nie obniżą lotów, to Skowronek w końcu będzie posiadał szeroki i wyrównany skład. <a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa-2019-2020,cid,3" target="_blank">Zobacz wyniki, terminarz i tabelę PKO Ekstraklasy</a> Piotr Jawor