- Zakopał pan już topór wojenny z wiceprezesem Zdzisławem Kapką? Nawiązując do wydarzeń sprzed 30 lat mówił pan, że ręki mu raczej nie poda... - zagadnął nowego szkoleniowca Wisły jeden z krakowskich dziennikarzy. Tadeusz Pawłowski: - Zacytuję panu piosenkę Lady Pank, zresztą zespołu, który bardzo lubię. "Na co komu dziś wczorajszy dzień? Żyje się tylko bieżącą chwilą". Dziękuję. Tymi słowami nowy trener Wisły Kraków Tadeusz Pawłowski zakończył poniedziałkowe spotkanie z dziennikarzami. Zabawnie, ale sprawa ma dużo głębsze dno niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Od wielu lat Pawłowski zapowiadał bowiem, że nie poda ręki Kapce. Delikatnie mówiąc, panowie nie darzą się szacunkiem. Dlaczego? Jedna z wersji głosi, że chodzi o mecz sprzed ponad 30 lat, gdy obaj byli czołowymi piłkarzami naszej ligi. W 1982 roku piłkarze Śląska Wrocław walczyli o mistrzostwo Polski, a zwycięstwo w ostatnim ligowym meczu dawało im triumf w rozgrywkach. Pech chciał, że trafili na Wisłę Kraków, która według opisów wrocławskiego oddziału "Gazety Wyborczej" i "Przeglądu Sportowego" miała być "zmotywowana" finansowo także przez Widzew, dla którego wygrana Wisły oznaczała... mistrzostwo Polski. Wówczas krakowianie mieli już spokojne utrzymanie i o nic nie walczyli. Dzienniki opisywały, że to właśnie dwaj najważniejsi piłkarze obu klubów - Zdzisław Kapka i Tadeusz Pawłowski - mieli odegrać główne role w "ustawieniu" spotkania.