Dzisiaj sprawa upadła, ale jeszcze kilka dni temu losy Wisły Kraków wisiały na włosku, z powodu wątpliwej wiarygodności oferty Stechert Gruppe, którą dostarczył równie mało wierzytelny pełnomocnik Norbert Bernatzky. <a href="http://sport.interia.pl/klub-wisla-krakow/news-wisla-krakow-i-tele-fonika-uznaly-niemiecka-oferte-za-niewia,nId,2422702">Dzisiaj o godz. 15 TS Wisła z Tele-Foniką zakończyły szopkę pod tytułem: "Stechert przejmuje klub".</a> Wygląda na to, że podjęły jedyną słuszną decyzję. Bogaty i rzetelny inwestor przydałby się nie tylko "Białej Gwieździe", ale każdemu klubowi w Polsce. Problem w tym, że oferta podpisana przez Bernatzky’ego od początku była niewiarygodna. Gdy sprawa ujrzała światło dnia w minioną sobotę, za sprawą publikacji "Przeglądu Sportowego", niektórym wydawało się, że lada moment Kraków odwiedzi niemiecki jeździec na białym koniu, a w worku przywiezie 80 mln zł. Stąd tylko krok do rozważań o Lidze Mistrzów. Czar prysł bardzo szybko, gdy rozpoczęto analizować ofertę Bernatzky’ego z błędną, jeśli nie fałszywą pieczątką i wadliwie wpisaną do pisma nazwą Stecherta. Do Wisły zgłaszały się osoby, zapewniające, że Stechert sam ma kłopoty finansowe, więc trudno go traktować poważnie. Do nas również dotarł głos przedsiębiorcy, który współpracuje z firmą Stechert, proszący o anonimowość: - Firmę do ubiegłego roku prowadził Erwin Stechert, szło jako tako więc szukał inwestora. Joerg Loeser przejął firmę na początku roku. Firma ma dwa zakłady: w Wilhermsdorf oraz w Goessnitz (zarejestrowany jako osobna firma Goessnitzer o kapitale 28 050 euro - przyp. red.). Problemy zaczęły się wiosną. Dostawcy przestali otrzymywać zapłatę za swoje towary, więc dostawy się zakończyły. A w związku z tym produkcja była powoli wygaszana. - W niemieckim sądzie są już pozwy wierzycieli przeciwko Stechertowi. Teraz trwa już tylko pozorna produkcja, z tych materiałów, które jeszcze pozostały. Większość doświadczonych pracowników się zwolniła, część jest na urlopach. Ci którzy zostali, niedawno dostali wypłaty za maj. Zaległości wobec dostawców rosną, firma zalega też ze składkami na ubezpieczenie społeczne. Wszystkich długów może być nawet kilka milionów euro. Pracownicy o planach zakupu Wisły Kraków dowiedzieli się z internetu. To było dla nich tym ciekawsze, że Joerg przyjeżdżał do nich kilka razy i obiecywał zagranicznego inwestora oraz pieniądze na inwestycje. Zresztą trudno mi uwierzyć, że Stechert jest w stanie kupić spory klub piłkarski, przecież to nie jest duża firma - opowiada. Analiza dokumentów każe przypuszczać, że nasz rozmówca nie zmyśla. Stechert rzeczywiście do gigantów nie należy. Jego kapitał zakładowy to 250 tys. euro, a z bilansu dostępnego w niemieckim rejestrze można wywnioskować, że w 2014 r. budynki i maszyny należące do Stecherta były warte 1,5 mln euro, a urządzenia i maszyny należące do firmy wyceniono na trzy miliony euro. Z bilansu wynika również, że w 2014 spółka miała 500 tys. euro strat. W jaki sposób Stechert miałby znaleźć środki na zakup Wisły? W sieci pojawia się też <a href="https://www.suedostschweiz.ch/zeitung/geldwaescher-aus-moldawien-war-als-investor-willkommen">informacja o związku Joerga Loesera z praniem brudnych pieniędzy, za które został skazany Mołdawianin</a>. W tej sprawie wiadomo, że przez firmy niedoszłego właściciela Wisły przepłynęło 100 milionów brudnych dolarów, ale samemu Loeserowi nie postawiono żadnych zarzutów. Próbowaliśmy ustalić u źródła, czy Stechert rzeczywiście ma, bądź miał zamiar przejąć Wisłę. W siedzibie firmy poproszono nas o zapytanie drogą mailową. Na odpowiedź czekamy od kilku dni. Kibice Wisły powinni odetchnąć z ulgą, że tym razem ktoś nie zabawił się kosztem ich klubu, jak przed rokiem zrobił to Jakub Meresiński. Kilka osób, na czele z prezes Wisły i radcą prawnym w jednej osobie - Marzeną Sarapatą zachowała czujność.Michał Białoński, współpraca SZJ