Legia bez pomysłu, z dużymi problemami w kreowaniu sytuacji i lidera na boisku. Wisła ambitnie i ciekawie, ale bez... wykończenia. Tak w skrócie wyglądał mecz, po którym goście wygrali 2-0. Z wyborem składu na ligowy szlagier nie miał problemów Marcin Broniszewski, trener Wisły. Być może tuż przed meczem wszedł do szatni i powiedział: "kto żyw, do broni!". Sytuacja kadrowa Wisły to bowiem prawdziwy dramat. Z powodu urazu mięśnia nie mógł zagrać Paweł Brożek, z kontuzjami zmagają się też Denis Popović i Łukasz Burliga, a Maciej Sadlok pauzował za czerwoną kartkę w meczu z Lechem Poznań. Broniszewski miał więc do dyspozycji zaledwie 11 ogranych zawodników. Na ławce posadził niemal samych, poza Michałem Miśkiewiczem, młokosów. Łącznie (!) ci piłkarze zagrali sześć razy na boiskach Ekstraklasy - lub inaczej - wszyscy razem zanotowali... 48 ligowych minut. Jak profesor zwyczajny przy żakach Wisły wyglądał Arkadiusz Głowacki. W niedzielę kapitan obchodził przepiękny jubileusz - rozegrał 400. mecz w Ekstraklasie i wyrównał tym samym rekord klubu, który do tej pory należał do Władysława Kawuli. Wicemistrzowie Polski przed meczem zapowiadali, że chcą gonić Piasta Gliwice, który dzień wcześniej zremisował z Cracovią 2-2 i stracił cenne dwa punkty. Legia w Krakowie zaprezentowała się jednak przeciętnie. O dziwo, to Wisła w pierwszej części nadawała ton grze. Goście tylko dwa razy zagrozili bramce Radosława Cierzniaka. Najpierw Ondrej Duda zwiódł Tomasza Cywkę i Krzysztofa Mączyńskiego, ale uderzył nad poprzeczką. Przed końcem pierwszej połowy z rzutu wolnego strzelał Tomasz Brzyski, ale fenomenalną interwencją popisał się Cierzniak. Wisła grała natomiast po swojemu. Czyli była aktywna, długo utrzymywała się przy piłce i stwarzała okazje. Szwankowało jednak wykończenie. Z dobrej strony pokazał się Donald Guerrier, który często szarpał lewym skrzydłem. W pierwszej połowie ruszył z kontratakiem, ale w decydującej fazie sędzia Jarosław Przybył dopatrzył się jego faulu na Michale Pazdanie. Jak się okazało, kadrowy dramat Wisły nie musi być taki straszny. W 20. minucie z powodu kontuzji z boiska zszedł Boban Jović, a zastąpił go 19-letni Jakub Bartosz, który do tej pory w Ekstraklasie wystąpił tylko raz. Nieoczekiwanie pokazał się z dobrej strony. Żółtodziób był uważny w defensywie, a kilkakrotnie ruszył też prawą stroną i jego występ trzeba uznać za całkiem udany. Ponad 20 tysięcy kibiców na stadionie przy ul. Reymonta spodziewało się dobrego widowiska, do jakiego przyzwyczaili ich piłkarze obu drużyn w szlagierze ligi, ale w pierwszej połowie najbardziej utytułowane polskie kluby XXI wieku zaprezentowały się przeciętnie. Głównie z powodu gości, którzy skupili się głównie na defensywie i nie podejmowali ryzyka. Ciekawą akcję gospodarze przeprowadzili niemal 10 minut po zmianie stron. Ze skraju pola karnego uderzył Krzysztof Mączyński, a Duszan Kuciak odbił jego strzał. Do piłki nie doszedł Rafał Boguski i akcja spaliła na panewce. Trener Stanisław Czerczesow z rękami w kieszeniach spokojnie obserwował spotkanie, a jego vis a vis Marcin Broniszewski nerwowo dreptał przy bocznej linii. Rosyjski szkoleniowiec jakby był pewny, że jego drużyna w końcu strzeli gola, który da gościom trzy punkty. Czerczesow czekał, czekał, aż w końcu się doczekał. Pięć minut przed końcem skuteczność potwierdził ten, który pewnie zmierza po koronę króla strzelców. Arkadiusz Piech wrzucił piłkę w pole karnym, a w tej sytuacji "zaspali" Boguski i Guzmics. Dzięki temu nie było spalonego, a Nikolić bez problemu strzelił pod brzuchem Cierzniaka. Dla Węgra to 20. gol w tym sezonie. A to Wisła wcześniej stworzyła kilka wyśmienitych okazji. W okolicach 70. minuty piłkarze z Krakowa przeprowadzili trzy groźne akcje. Najpierw "nożycami" uderzał Alan Uryga, potem do wyśmienitej piłki nie doszedł Maciej Jankowski, a na koniec strzał Rafała Boguskiego został zablokowany. W końcówce Wisła postawiła wszystko na jedną kartę i niemal całym zespołem ruszyła do ataku. Kontratak wyprowadził Nemanja Nikolić, który podał do Aleksandara Prijovicia i było 0-2. W Krakowie Legia zaprezentowała się bardzo słabo, ale wywiozła trzy punkty i do pięciu "oczek" zmniejszyła stratę do liderującego Piasta Gliwice. Przed meczem fani z Krakowa zaprezentowali efektowną oprawę. Z kolorowych kartoników ułożyli napis "Ave Wisła". Nie popisali się natomiast kibice z Warszawy. Już w trakcie hymnu odpalili zakazane na stadionach race. Inna sprawa, że niemal przez cały mecz z obu stron słychać było bluzgi. Z Krakowa Łukasz Szpyrka Wisła Kraków - Legia Warszawa 0-2 (0-0) Bramki: Nikolić (85.), Prijović (90. + 3.) Żółte kartki: Guerrier - Brzyski, Pazdan. Wisła: Cierzniak - Jović (20. Bartosz), Głowacki, Guzmics, Cywka - Uryga, Mączyński, Boguski, Crivellaro, Guerrier (87. Marszalik) - Jankowski. Legia: Kuciak - Bereszyński, Lewczuk, Pazdan, Brzyski - Vranjesz (77. Piech), Jodłowiec, Triczkowski, Duda (58. Guilherme), Kucharczyk (82. Prijović) - Nikolić. Widzów: 20 100. Sędzia: Jarosław Przybył z Kluczborka. Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy