Samochody wyglądające na porzucone, ogromne kolejki i ludzie z nadzieją czekający na wolny bilet. Mecz Wisła - Legia nie tylko przyciągnął komplet kibiców, ale sprawił, że biletów w kasach zabrakło już trzy dni przed potyczką. W niedzielny wieczór stadion przy Reymonta pękał w szwach! - Ma pan do sprzedania jakiś bilet?! Bardzo nam zależy... - zagadywała kolejne osoby para obcokrajowców. W końcu udało im się trafić człowieka, który miał wolną wejściówkę. Kosztowała 15 zł, kupili ją za 30 zł. I do tego zaryzykowali, bo na bilecie widniał numer PESEL kogoś innego. - Spokojnie wejdą, nikt tego nie sprawdza - zapewniał sprzedający, a kupujący nie mieli wyjścia i musieli uwierzyć mu na słowo. Trochę zapachniało czasami, gdy stadion Wisły mieścił raptem kilka tysięcy widzów, na Reymonta przyjeżdżał Real Madryt, a u "koników" za bilet trzeba było zapłacić nawet kilka razy więcej niż w kasie. Co prawda tym razem masowego handlu wejściówkami nie było, ale można było odnieść wrażenie, że gdyby obiekt był w stanie pomieścić kilka tysięcy widzów więcej, to i tak by się zapełnił. - Jakie kolejki! Przejść się nawet nie da, tyle ludu przyszło! - nie mogli uwierzyć ludzie stojący przed wejściami na sektory. Kilka minut przed rozpoczęciem spotkania kolejki wiły się jak wąż i miały dobrych kilkanaście metrów. Przejście wzdłuż ulicy Reymana oznaczało przepychanie się jak podczas wyprzedaży telewizorów w supermarkecie. Wówczas tylko najwięksi optymiści liczyli jeszcze, że koło stadionu znajdą miejsce do zaparkowania. Zajęte były nie tylko wyznaczone strefy, ale także... pasy zieleni, na których zaparkowane samochody wyglądały jak porzucone. "Sprzedaliśmy 33 tysiące biletów. To jest rekord. Dziękujemy, że jesteście z nami" - obwieścił dumnie spiker w 52. minucie spotkania. Z Krakowa Piotr Jawor <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy</a>