Kamil Kania, Interia: Jak pan ocenia pierwszy sezon Kiko Ramireza w Polsce? Wydaje się, że eksperyment się udał. Manuel Junco (dyrektor sportowy Wisły Kraków): - Po pierwsze, nie mogę się za bardzo zgodzić z tym, że był to eksperyment. Kiedy zatrudniasz nowego szkoleniowca, nigdy nie masz gwarancji, że sobie poradzi. Nie ma znaczenia, czy to trener z pierwszej, drugiej czy nawet trzeciej ligi, nigdy nie masz pewności, że da radę, bo każde środowisko jest inne. Kiko ma bardzo dużo doświadczenia jako trener. Zarówno pierwszy, jak i drugi, na różnych poziomach. Zawsze mówię, że nie można oceniać szkoleniowca po tym, na jakim poziomie ligowym pracuje. Najważniejsze jest spróbować znaleźć odpowiednią osobę, zrobić dobry research i, na ile to możliwe, spróbować zanalizować, jak zespół będzie pracował pod kierunkiem danego trenera. Jeśli chodzi o ocenę Kiko, to jest pozytywna. Szybko się zaaklimatyzował, zyskał akceptację piłkarzy i jak do tej pory, bardzo dobrze sobie radzi. Jaki będzie cel Wisły w przyszłym sezonie? Apetyty kibiców rosną i sięgają pucharów. To realna wizja? - Myślę, że musimy działać krok po kroku i celować w najwyższe możliwe miejsce. Start minionego sezonu był bardzo zły. Zespół przegrał siedem meczów z rzędu, które stanowią prawie jedną czwartą sezonu zasadniczego i to było olbrzymie utrudnienie w walce o jak najlepsze miejsce. Sądzę, że najlepszym możliwym, które mogliśmy osiągnąć było piąte miejsce, skończyliśmy na szóstym i wcale nie jesteśmy zadowoleni. Jeśli chodzi o następny sezon, uważam, że powinniśmy działać jak Diego Simeone - mecz po meczu. Najpierw musimy awansować do pierwszej "ósemki", a jeśli to zrealizujemy, powinniśmy postawić sobie kolejny cel, czyli awansować do najlepszej czwórki. Potem zobaczymy co dalej. Pamiętajmy jednak, że to Wisła Kraków i zawsze musimy walczyć o jak najlepszy wynik. Podoba się panu system, w którym po 30 kolejkach następuje podział tabeli czy wolałby pan rozgrywki jak w Hiszpanii, gdzie żadnego podziału nie ma? - Myślę, że to dobry system dla kibica. Proszę spojrzeć na ostatnią kolejkę sezonu, w której cztery zespoły miały szansę na zdobycie mistrzostwa Polski. To coś niewiarygodnego. To, że do końca rozgrywek są emocje czyni ten system dobrym. Które pozycje wymagają wzmocnienia? - Chcemy wzmocnić pozycję bramkarza oraz szeroko pojęty atak. Chodzi zarówno o skrzydłowych, jak i klasycznych środkowych napastników. Czemu nie udało się zatrzymać Łukasza Załuski? - Zaoferowaliśmy mu kontrakt 1+1. Drugi sezon byłby uzależniony od liczby rozegranych minut. Łukasz chciał gwarancji dwuletniej umowy, a my nie mogliśmy się na to zgodzić, dlatego zdecydował się odejść. Pojawiają się plotki o hiszpańskim bramkarzu. To prawda, że macie na oku takiego zawodnika? - W tym momencie mamy 4-5 opcji i mogę powiedzieć, że wśród nich jest bramkarz z Hiszpanii. Wisła ma w kadrze wielu zawodników zza granicy i trudno będzie jej rywalizować z Legią, Lechem czy Lechią o polskich piłkarzy. Nie obawia się pan, że Wisła zatraci swoją identyfikację? - Myślę, że najważniejszą identyfikacją Wisły jest wygrywanie. To jest zapisane w DNA tego klubu. Proszę spojrzeć na Jagiellonię, która ma 8-9 zagranicznych piłkarzy i walczyła o tytuł. Sprowadzanie polskich zawodników z najwyższego poziomu jest droższe, dlatego łatwiej nam szukać piłkarzy za granicą. Musimy być bardzo ostrożni jeśli chodzi o finanse, dlatego szukamy zawodników na międzynarodowym rynku. To nie jest tak, że nie chcemy zawodników z Polski, oni zawsze są priorytetem, ale finanse nie zawsze pozwalają nam ich zakontraktować, dlatego musimy szukać innych rozwiązań. W kontekście podpisania kontraktu z Wisłą wymienia się Macieja Urbańczyka i Adama Dancha. Odniesie się pan do tych plotek? - W tym momencie nie mogę potwierdzić, ani zaprzeczyć naszego zainteresowania żadnym konkretnym zawodnikiem. "Bild" napisał o tym, że Wisła interesuje się Jakubem Błaszczykowskim. Klub byłoby stać na utrzymanie takiego piłkarza? - Drzwi dla Kuby Błaszczykowskiego zawsze są w Wiśle otwarte. Jeśli tylko zdecyduje się wrócić do Polski, będziemy na to przygotowani. To jest jego klub, jego dom. Arkadiusz Głowacki, Rafał Boguski i Paweł Brożek podpisali nowe umowy. To świetni piłkarze, ale znacznie bliżej im do emerytury. Wisła nie powinna szukać młodszych zawodników? - Oni zasłużyli na te kontrakty. Głowacki zagrał niesamowity sezon. Dla mnie jest jednym z najlepszych stoperów w lidze. Mam do niego wielki szacunek, bo wykonuje wielką pracę. Ma fantastyczną mentalność. Kiedy podjął decyzję, że będzie grał dalej, bardzo się ucieszyłem. Boguski to najlepszy strzelec drużyny i to chyba najlepszy powód, żeby przedłużyć z nim umowę. Brożek też strzelał gole w kluczowych momentach. Chcę podkreślić, że ta trójka zapracowała na te kontrakty. Nie zrobiliśmy tego z powodu presji kibiców czy ze względów PR-owych. To prawda, ale nie powinniście patrzeć perspektywicznie i szukać młodszych piłkarzy? - Oczywiście. Jedno nie wyklucza drugiego. To, że przedłużyliśmy kontrakty z tymi piłkarzami, nie znaczy, że nie szukamy dla nich konkurencji. Pracujemy nad sprowadzeniem młodszych zawodników, którzy będą z nimi rywalizować o miejsce w składzie. Czy Wisła odrzuciła ofertę za Krzysztofa Mączyńskiego? - Czytałem wywiad z Mączyńskim, w którym mówi, że ktoś powiedział mu, że klub odrzucił ofertę ze Slavii Praga. Muszę powiedzieć, że osoba, która mu to powiedziała, okłamała go. Nie otrzymaliśmy żadnej oferty ze Slavii Praga. Ani na pięćset tysięcy euro, ani na pięć tysięcy euro, żadnej. Mączyński ujawnił także, że lutowa pensja była ostatnią, którą otrzymał. Wiem, że klub już zapowiedział, iż wyrówna wszelkie zaległości, ale nie ma pan żalu do niego, że zdradził taką informację? - Nie, ale chcę powiedzieć, że moim zdaniem nikt z nas nie powinien komentować wewnętrznej sytuacji klubu w mediach. To nie jest żaden zarzut wobec Krzyśka, a jedynie moje zdanie. Rozmawiał: Kamil Kania