Interia.pl: Po ostatnich powołaniach do reprezentacji Polski wielu puka się w głowę, dziwiąc się, że Adam Nawałka pominął w nich Sebastiana Boenischa. Pana to również dziwi? Franciszek Smuda: Za mojej kadencji w kadrze Sebastian był pewniakiem. Jeździłem do jego domu, rozmawiałem z nim i jego rodzicami, by nakłonić go do gry z Białym Orłem na piersi. Chyba się nie pomyliłem co do Boenischa, bo gra regularnie u kolejnego już trenera Bayeru Leverkusen, a ostatnio wygrali nawet na Borussii Dortmund, co łatwe nie jest. A co do aktualnych powołań do reprezentacji, to wie pan co? Adama Nawałki nie wolno krytykować. On ma swoją koncepcję, widocznie w niej Boenisch się nie mieści. Adamowi trzeba dać spokojnie popracować i cierpliwie czekać na efekty tej pracy. Ciągłymi atakami na selekcjonera nic trwałego nie zbudujemy. Najskromniejszą kadrą w lidze zdobyć fotel lidera - jak pan to robi? Czyni pan cuda? - To nie Smuda czyni cuda, tylko jego piłkarze, którzy dali się przekonać do ciężkiej pracy i nowoczesnego stylu gry, z jakim większość z nich zetknęła się po raz pierwszy. Te ciężkie treningi, po których zdarzało się chłopakom wymiotować nie poszły na marne. Wielu spośród moich chłopaków chciało się odbudować i udaje im się to bardzo dobrze. Delikatnie mówiąc, w klubowej kasie się nie przelewa, ale to nie przeszkodziło nam w zbudowaniu dobrej atmosfery w szatni. Co pan powie krytykom, którym nie podoba się brak zmian i nie dociera do nich fakt, że macie wąską kadrę? - Ja robię swoje najlepiej jak potrafię, nie oglądam się na krytyków. Weźmy taki mecz z Bełchatowem. Czerwoną kartkę łapie Alan Uryga, na ławce nie mam żadnego defensywnego pomocnika, a mogę pana zapewnić, że żaden z tych młodych chłopaków, których mam w rezerwie, nie wytrzymałby niesamowitej presji, jaka ciążyła na broniącej się w osłabieniu drużynie. Trudno władować młodego chłopaka na "minę" i wstawić go w takim momencie. - Oglądam wszystkich piłkarzy dokładnie na treningach i do gry wpuszczam najlepszych, a nie najmłodszych, czy najstarszych. A co do młodych, od dawna powtarzam, że nasi mistrzowie Polski juniorów mają papiery na granie i wielu z nich zrobi kariery. Potrzebują czasu i dalszych treningów pocie czoła. Po przerwie reprezentacyjnej czeka was poważne wyzwanie - po raz pierwszy w tym sezonie będziecie musieli sobie radzić bez lidera drużyny i najlepszego obrońcy Arka Głowackiego, który pauzuje za kartki. Kim go pan zastąpi w meczu z Zawiszą? Piotrem Żemłą? - Albo nim, albo Michałem Czekajem. Na dzisiaj bliżej do pierwszego składu ma Czekaj. On jest bardziej doświadczony, grał już nieraz w Ekstraklasie. Na treningach ten chłopak się nie oszczędza. W Bydgoszczy czeka was starcie z ekipą, w której swe rządy wprowadza nowy trener Mariusz Rumak. Efekt "nowej miotły" może zmobilizować Zawiszę. - Nie będzie łatwo. Zawisza przegrał sześć meczów z rzędu i za wszelką cenę będzie chciał teraz zapunktować. Ale my też mamy swoje plany. Zawisza na razie źle wyszedł na zmianie trenera po sezonie. Za kadencji Ryszarda Tarasiewicza grał jak z nut, zdobył Puchar Polski, a teraz nastąpiła seria porażek i kolejna zmiana szkoleniowca. Zawisza bez Tarasiewicza radzi sobie równie słabo jak Tarasiewicz w Koronie bez Zawiszy. - Na tej podstawie mamy nowy polski morał: jak dobrze idzie, to zaraz się znajdą tacy, którzy chcą wszystko rozp..., to znaczy rozwalić. A przecież, gdy zaczyna na boisku "grać muzyka", to trzeba chuchać i dmuchać, aby to trwało jak najdłużej i nie wolno - broń Boże - przeszkadzać! Rozmawiał: Michał Białoński