Miała być walka o europejskiej puchary, a wracają stare koszmary - Wisła w tym roku zdobyła tylko jeden punkt i jest najgorsza pod tym względem w T-Mobile Ekstraklasie. Jej trener Franciszek Smuda toczy kolejną batalię w wojnie z przyklejoną mu "łatką": "Smuda zajeżdża zespoły, nie umie ich przygotować do rundy wiosennej".Po zimowych przygotowaniach Franz wylatywał już z pracy i w Legii, i w Wiśle, w 2002 r. Teraz przyznaje: - Moje drużyny miewają trudny start na wiosnę. Niestety, nie zdobywamy bramek, w ofensywie gramy nie tak, jak byśmy chcieli, chociaż ostatnio są postępy - tłumaczy. My zagadujemy go jednak o defensywę, o to, czy dobrym pomysłem było wystawienie obok Arkadiusza Głowackiego Dariusza Dudki, by w ten sposób stworzyć duet stoperów, w którym żaden piłkarz nie grzeszy dobrą szybkością, co bezlitośnie wykorzystał GKS Bełchatów. - Jak ci brakuje dwóch-trzech piłkarzy i musisz sztukować, to możesz mieć na ławce dziesięciu Mourinhów i nic ci nie pomoże - tłumaczy Smuda. Fakt, brakowało Richarda Guzmicsa, który pauzuje za kartki i który - dzięki swojej szybkości - potrafił zareagować na prostopadłe podania, którymi w sobotę bełchatowianie dziurawili defensywę krakowian. Fakt, brakowało Donalda Gurriera, który zazwyczaj jest rezerwowym. Od dłuższego czasu nie ma Ostoi Stjepanovicia, więc jego liczyć nie można. Rodzi się pytanie, czy w obronie nie lepiej stawiać w awaryjnych sytuacjach na Piotra Żemłę, który w sparingach rozegranych u boku Arkadiusza Głowackiego w Myślenicach, prezentował się niezwykle solidnie? - Gdybym postawił na nieopierzonego Żemłę i jemu by się zdarzył błąd, to chcielibyście mnie zlinczować, że nieobytego w Ekstraklasie zawodnika wstawiłem na tak strategiczną pozycję. Wypadł nam Guzmics i człowiek chciał jak najlepiej załatać tę dziurę - broni się Franciszek Smuda Jakie widzi środki zaradcze? - Cierpliwość i dalsza praca. Po głębszej analizie zauważamy ożywienie naszej ofensywy. W Bełchatowie ona wyglądała już ciut lepiej niż w meczu z Pogonią, a o niebo lepiej niż w Gdańsku, gdzie sam się dziwiłem widząc bezradność naszego ataku i drugiej linii - powiedział Smuda. - Nie trzeba nam wiele, strzelenia jednej-dwóch bramek i wszystko "zapali", wtedy będzie nam się układało, bez dyskusji - twierdzi Franz. - Z tygodnia na tydzień będziemy wyglądać coraz lepiej. - W ustawianiu składu my nie możemy cudować za dożo, bo obracamy się w obrębie tych samych zawodników, a oni muszą mieć spokój, bo i tak dają z siebie wszystko - podkreśla eks-selekcjoner. Franciszek Smuda robi też wszystko, aby zdjąć presję z drużyny, przed którą postawiono cel - wywalczenie miejsca gwarantującego występy w Lidze Europejskiej. - Nie można tych zawodników postawić pod ścianę i powiedzieć, że nas nic nie interesuje - macie zrobić mistrza Polski, a w najgorszym razie puchary - zaznacza Franz. - Pracujmy w ciszy i spokoju, a jak nam się uda wywalczyć pucharowe miejsce, to będzie wielki sukces, ale na razie nie mamy zespołu, dla którego obowiązkiem byłoby wywalczenie pucharów - dodaje szkoleniowiec wiślaków. - Komuś, kto się zna na piłce, nie trzeba tego tłumaczyć. Ja nie zamierzać wywierać presji na tych chłopakach, bo to bez sensu, mogłoby nam zaszkodzić, a nie pomóc. Szef sztabu szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" nie ma złudzeń co do zaangażowania swoich zawodników. - Oni chcą grać jak najlepiej, "sprzedać się". Przecież wielu się kończy kontrakt, więc chcą się pokazać z jak najlepszej strony - argumentuje Franciszek Smuda. Czy nie było błędem wystawienie do pierwszego składu Bobana Jovicia, który miał za sobą zaledwie kilka treningów z zespołem i nie rozegrał żadnego sparingu, więc o wyrobieniu jakichkolwiek automatyzów koniecznych we współpracy z Łukaszem Bruligą na prawej flance nie mogło być mowy? - Nic podobnego. Jović nadzwyczaj dobrze się wywiązał ze swych zadań. Mówię to na tle kilku innych zawodników, którzy się z zadań nie wywiązali. On nie miał wielu strat. Tyle co miał siły, to walczył. Boban to młody chłopak z przyszłością i takich zawodników musimy wkomponowywać w zespół - upiera się Franciszek Smuda. Trener Wisły Kraków nie wyobraża sobie innego scenariusza, niż pokonanie Zawiszy w sobotę ("Musimy zacząć wygrywać"). Sęk w tym, że bydgoszczanie właśnie rozwijają skrzydła....Inna rzecz, to brak szczęścia, który na razie gnębi "Białą Gwiazdę". W Bełchatowie kilku świetnych sytuacji nie wykorzystał Paweł Brożek, choć Smuda nie pozwoli powiedzieć na niego złego słowa ("To nasz jedyny napastnik, musimy na niego chuchać i dmuchać, on się stara jak może"), a sędzia Frankowski nie podyktował ewidentnego rzutu karnego, z którego mogła paść bramka na 1-1. Fortuna ma to do siebie, że lubi się odwracać. "Los się musi odwrócić" - śpiewa Kazik Staszewski, a razem z nim fani Wisły Kraków. Autor: Michał Białoński