Urodzili się 200 km od siebie. Petraszek niedaleko Pragi, Frydrych bliżej Polski - w okolicach Ostrawy. Obaj wcześniej nie szukali szczęścia poza Czechami, tylko po kilku latach gry w tamtejszych ligach od razu trafili do Ekstraklasy. Tyle że Petraszek w Polsce jest już ponad trzy lata, Frydrych niespełna dwa miesiące. - Chciałem coś zmienić. Czekałem na zagraniczne dobre oferty i w końcu taka przyszła. Na dodatek świat paraliżuje COVID-19, więc wspólnie z żoną uznaliśmy, że najbezpieczniej jechać do bliskiej Polski. Z Ostrawy mam raptem godzinę do Krakowa - mówi Frydrych <a href="https://sport.interia.pl/klub-wisla-krakow/news-wisla-krakow-michal-frydrych-wisla-idzie-w-dobrym-kierunku-p,nId,4828918" target="_blank">w rozmowie z Interią</a>. Na opuszczenie Czech zdecydował się w wieku 30 lat. O dwa lata młodszy Petraszek zrobił to znacznie wcześniej, bo po skończeniu 24. roku życia. Zaczynał z Rakowem w pierwszej lidze, a dziś jest kapitanem lidera Ekstraklasy. - Nie będę ukrywał - nie myślałem, że zajdziemy tak daleko. Mieliśmy swoje ambicje, plany. Już na początku pierwszych negocjacji kontraktowych został przedstawiony plan awansu do Ekstraklasy, który się spełnił. Teraz trzeba iść dalej, więc nie mogę się doczekać jak daleko wspólnie z Rakowem dojdziemy - mówił Petraszek dziennikowi "Sport". Czech niedawno przedłużył umowę z klubem do 2023 r. W taki sposób częstochowianie chcieli się zabezpieczyć, bo ich kapitanem podobno zaczęła interesować się Sparta Praga. Właśnie z tego miasta, tylko że ze Slavii, do Wisły trafił Frydrych. - Gdy grasz długo w Czechach, to przejście do polskiej ligi nie jest złym ruchem. Zaliczyłem tu cztery mecze i widzę, że ta liga ma jakość i Czesi mogą się tu czegoś nauczyć - uważa zawodnik krakowian. Kolejną przynętę dla Czechów do gry w Polsce może stanowić powołanie do reprezentacji, które otrzymał Petraszek. Obrońca Rakowa trafił do szerokiej kadry na najbliższe spotkania i tym samym selekcjoner Jaroslav Szilhavy wysłał sygnał, że z Ekstraklasy również można trafić do reprezentacji Czech. Frydrych też kiedyś otrzymał do niej powołanie, ale szansę na występ przekreśliła kontuzja. Do dziś podkreśla jednak, że gra dla Czech jest dla niego wielkim marzeniem. W oko selekcjonerowi będzie mógł wpaść już w niedzielę, bo Szilhavy na pewno będzie śledził spotkanie, w którym wystąpi dwóch Czechów. - Selekcjoner ogląda zawodników w Polsce czy Niemczech. A gdy grasz tak dobrze jak Tomasz Petraszek w Rakowie, to możesz liczyć na powołanie - podkreśla Frydrych, który docenia również klasę rywala. - Raków gra zespołowo, ma dobrych zawodników, więc musimy się do tego meczu mocno przygotować. Wierzę w taktykę naszego trenera. Z Lechią [w ostatniej kolejce Wisła przegrała z gdańszczanami 1-3] dobrze weszliśmy w mecz. Strzeliliśmy na 1-0, ale straciliśmy gola po stałym fragmencie. Rywale pokazali jakość, mieliśmy kłopoty w obronie i nie wykorzystaliśmy szans - podkreśla. Na razie bilans Frydrycha w Wiśle jest jednak całkiem niezły. Z nim w składzie Wisła zanotowała dwie wygrane, remis oraz porażkę. Indywidualnie Czech ma też na koncie bramkę (w meczu ze Stalą Mielec) i asystę przy golu Jakuba Błaszczykowskiego w spotkaniu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. - To było ważne podanie, ale pozytywne też jest to, że nie straciliśmy goli w pierwszych meczach, bo to dla mnie jest na pierwszym miejscu - podkreśla. Spotkanie Raków - Wisła miało się odbyć w piątek, ale na prośbę Canal+ zostało przeniesione na niedzielę. Wszystko przez szalejącą pandemię koronawirusa, która zaczyna torpedować terminarz rozgrywek. Tylko w poniedziałek odwołano trzy spotkania z najbliższej kolejki! - W Czechach piłkarze też byli testowani i zdarzały się przypadki, że przekładano mecz z powodu zakażeń. Piłkarze u nas chcą jednak grać, podobnie jak w Polsce. Chcemy, by ludzie mieli radość, bo choć nie mogą nas oglądać na stadionach, to przynajmniej emocjonują się meczami w telewizji - podkreśla Frydrych. PJ, MiBi