- 2-0 to nie jest łatwy wynik - przekonuje Cierzniak. - Wówczas wkrada się rozluźnienie i taki syndrom ma wiele zespołów na świecie. Ale mieliśmy też okazję na 3-0 i gdybyśmy ją wykorzystali, to mogłoby być inaczej. Ale nawet po stracie gola nic wielkiego się nie działo, stwarzaliśmy okazje, ale szkoda tej bramki na 2-2. Wpadła po rykoszecie od Macieja Jankowskiego. Tak to czasem jest, że pięć centymetrów decyduje o wszystkim... Tuż przed meczem nad Krakowem przeszła potężna burza. Istniało ryzyko, że stadion nie zostanie przygotowany na czas, a spotkanie przełożone. Organizatorzy uporali się z problemami, ale jak wyglądała murawa? - Po tej ulewie warunki do gry nie były łatwe, było grząsko i mokro, więc np. większość dośrodkowań piąstkowałem. Dziś dobrze czułem się w bramce - dodaje Cierzniak. Pod koniec meczu doszło do sporej kontrowersji. Sędzia w jednej z ostatnich akcji Wisły dopatrzył się faulu Donalda Guerriera na bramkarzu Lechii. Jego decyzja była dziwna, bo gołym okiem widać było, że to Marić staranował Haitańczyka. - Praca sędziów? Nie chcę ich oceniać, to nie moja rola. Trzeba poprawić swoją grę, a nie szukać usprawiedliwień. Są ludzie, którzy się tym zajmują - nabrał wody w usta Cierzniak. Po niedzielnym meczu Wisła wciąż jest niepokonana, ale zajmuje dopiero 10. miejsce w tabeli. Wszystko przez remisy, bo poza wygraną z Lechem Poznań drużyna Kazimierza Moskala zremisowała aż cztery mecze. ŁS