20 tys. zł grzywny i wczorajsze zamknięcie trybuny na mecz ze Śląskiem Wrocław - takie kary dotknęły Wisłę za nieodpowiedzialne zachowanie jej kibiców. Dla borykającego się z kłopotami finansowymi klubu, który dwa razy ogląda każdą złotówkę zanim ją wyda, to straty ogromne. Artykuły "Właśnie dlatego w Polsce nie będzie wielkiej piłki" i "Blokują rozwój piłki?! Zamykać chuliganów nie stadiony!" wywołały spory odzew. Zgłosił się nawet do nas policjant, który od kilku, jeśli nie kilkunastu lat zajmuje się zwalczaniem przestępczości wśród kibiców. Praca do łatwych i przyjemnych nie należy, bo i co kilka miesięcy trup na ulicach w źle pojętej świętej wojnie, a i po akcjach, jak ta ostatnia - pirotechnika, którą mieliśmy i na Wiśle, i na Cracovii, roboty sporo. Policja analizuje zapis monitoringu, by zidentyfikować, a później wyłapać prowodyrów przerwania meczu poprzez odpalenie rac i rzucenie ich na murawę. Okazuje się jednak, że cała akcja została na tyle sprytnie przeprowadzona, że przeglądanie materiału zarejestrowanego przez kilkanaście kamer nic nie daje! Kibice, którzy trzymali w rękach płonące race, byli idealnie zamaskowani, a gdy tylko one gasły, mężczyźni chowali się w tłumie znikając z pola widzenia monitoringu. Policjant zwraca uwagę na fakt, że źródłem problemu jest oddanie przez Wisłę trybuny C we władanie kibiców. - Proszę zwrócić uwagę na to, że nie ma tam ani jednego ochroniarza, ani jednego stewarda, nikt nie zajmuje swojego miejsca, a ludzie stoją w przejściach, drogach ewakuacyjnych. To wszystko jest wbrew Ustawie o Bezpieczeństwie Imprez Masowych - podkreśla policjant, wskazując na fakty, iż maskowanie twarzy jest tak samo zabronione, jak odpalanie rac. Policja krytykuje krakowski klub także za to, że nie zastosował się do pisemnego jej wniosku przed meczem z Lechem. - Apelowaliśmy, by Wisła nie wydawała kibicom zgody na wnoszenie jakichkolwiek sektorówek, gdyż jest to okazja do wniesienia i bezkarnego odpalenia pod nimi pirotechniki. Mieliśmy sygnały, że ona może być przemycana na ten mecz - opowiada policjant. - Na wniosek Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków zgodziliśmy się na sektorówkę, ale tylko tę pierwszą, która nie zawierała treści wulgarnych i obraźliwych - powiedział nam po meczu z Lechem rzecznik Wisły Adrian Ochalik. - Transparent "Nie ma na to leku, finał będzie w grobie. Wszyscy cierpicie na galeofobię" to gloryfikacja morderstw na tle kibicowskim, do jakich dochodzi na ulicach. Galeofobia, czyli chorobliwy lęk przed rekinami, a nawet małe dziecko wie, że bojówka Wisły określa się mianem "Sharks". Nie rozumiem, jak klub zgodził się na taki transparent - dziwi się policjant. - Na mecz z Lechem wszedłem na stadion o godz. 18:40, czyli ponad dwie godziny przez pierwszym gwizdkiem. Co ciekawe, flaga-sektorówka była już na trybunie, choć bramy powinny być jeszcze zamknięte. Jaka jest pewność, że w razem z sektorówką, czyli pakunkiem wielkości tapczanu, na stadion nie wniesiono rac. Zapytałem dowódcę zabezpieczenia, skąd ta sektorówka. Usłyszałem, że Wisła wydała na nią zgodę - opowiada nasz rozmówca. Uważa, że kluby - w tym wypadku Wisła - przekraczają granice bezpieczeństwa, nadając niektórym fanom specjalne uprawnienia. - Na Wiśle grupa 30 kibiców zajmujących się oprawą meczów, dostała od klubu identyfikatory uprawniające ich do poruszania się po całym stadionie bez kontroli. Wiemy, że są wśród nich pseudokibice. Mam na myśli osoby notowane za udział w bójkach, czynną napaść na funkcjonariusza, czy w najlepszym wypadku niszczenie mienia - tłumaczy pracownik policji. Dlaczego nikt nie reaguje, gdy na trybunach pojawia się kibic z nielegalnie zasłoniętą twarzą? - Ochroniarz tego problemu nie rozwiąże, kibic się go nie boi, a z kolei my nie możemy interweniować, jeśli nie ma zagrożenia dla zdrowia, bądź życia. Organizator imprezy, czyli klub musiałby nas poprosić na piśmie o interwencję, ale tego też nie zrobi, by nie psuć sobie stosunków z kibicami. I tak koło się zamyka - rozkłada ręce policjant. Specjalista do spraw zwalczania przestępczości wśród kibiców przypomina awanturę, do jakiej doszło 30 kwietnia 2012 r. podczas derbów z Cracovią. - Mimo że doszło do czynnej napaści na funkcjonariuszy, Wisła nie chciała udostępnić danych z elektronicznego systemu identyfikowania kibiców, choć taki obowiązek nakłada na nią Ustawa o Bezpieczeństwie Imprez Masowych. Od jednego jej pracownika z zarządu usłyszałem w końcu, że możemy tylko przyjechać i na miejscu przeglądnąć dane. W końcu udało się zatrzymać 34 osoby, ale nikt nie zapytał, ile spośród nich zostało skazanych, a od jednego do drugiego bardzo daleko - tłumaczy. Nasz rozmówca nie odkrywa Ameryki mówiąc, że rozwiązaniem problemu może być przyjęcie wzorca angielskiego. Z kontaktów z kolegami po fachu z Wysp Brytyjskich wie dobrze, co odstraszyło chuliganów od przychodzenia na stadiony. I nie była to tylko nieuchronność kary. - Wojnę pseudokibicom wydały kluby, które dostały odgórny nakaz współpracy z policją. Zanim ktoś kupi karnet, bądź bilet na stadion, jest weryfikowany przez policję. Jeśli delikwent miał kłopoty z prawem, odejdzie od kasy z kwitkiem i informacją: "Przepraszamy, ale pana nie obsługujemy. Rozrabiał pan w przeszłości, a my nie mamy żadnych gwarancji, że sytuacja się nie powtórzy" - tłumaczy. Fachowiec podkreśla, że krakowska policja jest gotowa niemal z dnia na dzień wskazać obu klubom: Wiśle i Cracovii kibiców z tzw. grupy wysokiego ryzyka. - Wtedy tylko od klubów będzie zależało, czy będą im sprzedawać bilety czy nie - zapewnia. Ciekawe jest jedno zjawisko. W momencie, gdy Warszawa i Wrocław rozbudowują oddziały odpowiedzialne za bezpieczeństwo imprez sportowych, Wydział Spraw ds. Zwalczani Przestępczości Pseudokibiców Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie jest rozwiązywany. Spotkaliśmy się z Wisłą, by usłyszeć jej opinię w tej sprawie. Ma wiele trafnych argumentów na swą obronę. Czekamy jednak na autoryzowane stanowisko zarządu klubu. Autor: Michał Białoński