Wokół pojawienia się Noela Sikhosany w Polsce narosło wiele niedomówień. Jedni mówili, że o grze w piłkę w ogóle nie miał pojęcia, stąd, tak jak pojawił się znienacka, tak potem szybko zniknął. Inni twierdzili, że jego przyjazd, to było marketingowe zagranie władz klubu, żeby przyciągnąć jak najwięcej kibiców na trybuny. Nie było nawet do końca pewne, skąd pochodził. "W dostępnych źródłach wymieniane są cztery kraje - autor wiślackiej encyklopedii piłkarskiej Fuji nazywa go 'przybyszem z RPA', Nasz Dziennik wskazuje Kamerun, Wikipedia podaje Zambię, zaś Echo Miasta - sąsiadujące z Zambią Zimbabwe" - można przeczytać w wiślackiej biografii piłkarza. Brighton Noel Chama Sikhosana był Zambijczykiem, ale do polski przyleciał na południowoafrykańskim paszporcie. Jednym ligowym występem w barwach Wisły przeszedł do historii. Jest bowiem pierwszym obcokrajowcem w barwach "Białej Gwiazdy". Razem grali w RPA Z mierzącym ledwie 168 centymetrów piłkarzem pod koniec marca 1991 roku rozmawiał reporter katowickiego "Sportu". Sikhosana tak opowiadał o sobie: "Urodziłem się 27 października 1965 roku w Zambii. Będąc uczniem trafiłem do II-ligowego klubu - Kabwe Warriors, który wkrótce awansował do I ligi i zdobyłem Puchar Zambii. Graliśmy w Pucharze Zdobywców Pucharów Afryki m.in. w Egipcie, Kamerunie i Sudanie. Ponieważ w Zambii piłka nożna ma charakter typowo amatorski, skorzystałem z propozycji gry w Jomo Cosmos znajdującym się w Republice Południowej Afryki - tłumaczył. Z Jomo Cosmos Sikhosana przeniósł się dwa lata później do uniwersyteckiego zespołu Wits. Tam strzelał sporo bramek, a przede wszystkim zetknął się z byłym bramkarzem Wisły Robertem Gaszyńskim. Były golkiper, a potem działacz krakowskiego klubu, który jeszcze niedawno był przecież prezesem, poleciał tam pod koniec 1989 roku do pracy w jednej z firm, jako inżynier organizator przemysłu. Kiedy miejscowi odkryli, że Gaszyński był profesjonalnym zawodnikiem, to natychmiast zaprosili go do występów w ekipie Wits University, gdzie z powodzeniem występował w 1990 roku. Tym samym stał się pierwszym polskim piłkarzem na Czarnym Lądzie. W klubie z Johannesburga zetknął się z Sikhosaną. - Proszę nie wierzyć w te wszystkie historii, które mówiły, że był to przypadkowy piłkarz. To bzdury! Noel był świetnie wyszkolonym graczem. To był taki typowy playmaker. Pamiętam jego mecz w rezerwach Wisły na boisku AGH. Drużyna wygrała sparing 3-0, a on strzelił wszystkie trzy bramki - wspomina Robert Gaszyński. Po powrocie z RPA do domu, do Krakowa pan Robert zaczął pracę, jako kierownik zespołu Wisły. To on stał za sprowadzeniem Zambijczyka pod Wawel. - Pomyślałem, że warto mieć w drużynie kogoś, kto pokaże tę różnorodność kulturową czy sportową, z którą spotkałem się w RPA. Chciałem pokazać, że różnorodność wzbogaca, różnorodność nie jest czymś złym. Noel zgodził się i przyjechał - opowiada Gaszyński o kulisach pierwszego transferu piłkarza z Czarnego Kontynentu do Polski. Brzydkie słowo na "k" Pytany o to, jak został przyjęty w Polsce, Sikhosana mówił. - Bardzo serdecznie i sympatycznie. Jest mi tylko trochę zimno, chodzę więc w grubym swetrze i kurtce. Otrzymałem pokój w hotelu klubowym Wisły - opowiadał. W domu zostawił żonę, która studiowała medycynę i pięcioletniego synka. "Sport" z 28 marca 1991 roku cytował też ówczesnego trenera Wisły Adama Musiała. - Noel Chama jest zawodnikiem szybkim, dobrze wyszkolonym technicznie. W sytuacji kiedy posiadamy tyko jednego klasycznego napastnika Tomka Dziubińskiego, Mateusz Jelonek ciągle dochodzi do formy, a Zbigniew Świątek nie robi postępów, widziałbym go właśnie jako drugiego napastnika. Byłaby to również w dużym stopniu atrakcja dla publiczności - mówił były świetny reprezentant Polski. Na mecz w Wielką Sobotę 30.03.1991 roku przeciwko Zagłębiu, na stary stadion Wisły, przyszło 9 tys. kibiców. Wszyscy chcieli zobaczyć, jak zaprezentuje się nowo pozyskany zawodnik. Sikhosana wystąpił w wyjściowym składzie. W ataku biegał obok Mateusza Jelonka. - Dobrze zapamiętałem tamto spotkanie. Raz, że przegraliśmy, to jeszcze na naszych boiskach zagrał pierwszy taki obcokrajowiec. Do dziś pamiętam jego nazwisko, Sikhosana. Potrafił grać i był bardzo dobrze wyszkolony technicznie. Z dyscypliną taktyczną może trochę odstawał, ale w piłkę potrafił grać - wspomina Zdzisław Kowalski, obrońca zespołu z Sosnowca. - Zapamiętałem go jako piłkarza o skromnych możliwościach fizycznych i ciemnej karnacji, który grał na pozycji napastnika. Był nieźle wyszkolony technicznie, ale motorycznie odstawał. To była egzotyka. Nie pograł u nas za wiele i nie zagrzał miejsca. W ataku był wtedy Tomek Dziubiński. Ciężko byłoby mu się przebić - dodaje. - Absolutnie nie był to żaden przypadkowy zawodnik. Miał umiejętności. Polska to raz, że specyficzny kraj dla obcokrajowców, a dwa, że przyjechał do nas zimową porą. Ciężko było mu się zaaklimatyzować i przystosować. Kiepskie warunki fizyczne też mu nie pomagały - przypomina po latach zawodnik Wisły z tamtego czasu, a obecnie szkoleniowiec Dariusz Wójtowicz. Sikhosana nie miał lekko w Krakowie. Żarty stroili też sobie z niego nowi klubowi koledzy. Zdzisław Kowalski dobrze znał z wcześniejszej gry w Zagłębiu ówczesnych graczy Wisły, bramkarza Jacka Bobrowicza, czy obrońcę Janusza Gałuszkę. - Opowiadali o chłopaku. Wiadomo, na początku pobytu nie "czaił" nic po polsku, więc nauczyli go niektórych słówek. Nauczyli go też palić papierosy. Wtedy nie brakowało ligowych cwaniaków. Powiedzieli mu, że na papieros po polsku mówi się "ku...". On chodził od jednego do drugiego i używał tego słowa. Mieli ubaw z tego powodu - wspomina Kowalski. Wisła wygrała tamten marcowy mecz z Zagłębiem 1-0. Zwycięskiego gola po przerwie zdobył Zbigniew Gręda. Dla Sikhosany, jak się okazało, był to pierwszy i jedyny występ na polskich boiskach. - Po przyjeździe od razu wpadł w normalny rytm treningowy. Noel nie był przygotowany fizycznie i psychicznie do tego, co zastał na miejscu. To był dla niego szok. Na początku lat 90. niewiele osób mówiło u nas po angielsku. Do tego dochodziła tęsknota za domem, żoną i małym dzieckiem. Starałem mu się pomóc, jak umiałem, ale szybko stwierdziliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie powrót do RPA do najbliższych. Potrzebował wtedy więcej czasu, żeby pokazać na co go naprawdę stać - wspomina Robert Gaszyński. Sikhosana wrócił się więc na południe Afryki. Grał w klubie, w którym zaczynał swoją przygodę z futbolem - Kabwe Warriors. Potem ponownie wrócił do RPA, gdzie grał w klubie Dynamos FC Pietersburg. Dwóch Zambijczyków Od czasu, kiedy Sikhosana u nas wystąpił, w Ekstraklasie zagrało prawie 140 piłkarzy z Czarnego Lądu. Wielu z nich okazało się prawdziwymi gwiazdami, a Emmanuel Olisadebe trafił nawet do reprezentacji Polski, której był prawdziwą gwiazdą. Z Zambijczyków na polskich boiskach pojawił się jeszcze tylko Derby Makinka. Ten reprezentant swojego kraju zagrał w kilku ligowych spotkaniach Lecha. Zginął w katastrofie lotniczej w 1993 roku, w której śmierć poniosła całą piłkarska reprezentacja Zambii, udająca się akurat na mecz w eliminacjach MŚ z Senegalem. Michał Zichlarz