Niepokojące w tym kontekście są zarówno stanowisko Komisji Ligi PZPN, zdaniem której w Wiśle nie można jak na razie dostrzec nieprawidłowości w funkcjonowaniu klubu, jak wcześniejsze słowa prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka, zawarte w wypowiedzi dla "Przeglądu Sportowego" (artykuł z 16/08/2016 autorstwa Mateusza Migi "Każdy może sobie kupić klub"). Otóż dla najważniejszej osobistości polskiej piłki czymś oczywistym jest, iż: "Nie zajmujemy się weryfikacją osób, które są zainteresowane nabyciem bądź zbyciem klubów". To oczywiście wynika z faktu, iż kluby sportowe są traktowane dokładnie tak samo jak jakakolwiek "działalność gospodarcza", np. warzywniak na targu miejskim. No i w efekcie mamy do czynienia z transakcjami, które mimo, że są omawiane na pierwszych stronach gazet, nie różnią się niczym od tych dokonywanych na wyżej wymienionym targu. Nie znaczy to jednak, że organizujące rozgrywki piłkarskie PZPN i Ekstraklasa SA nie mogłyby mieć cokolwiek do powiedzenia, i nie tylko w formule "przykro nam, że to spotyka tak zasłużony klub", ale także poprzez konkretne działania kontrolne i ewentualne sankcje. Owszem, takich sankcji w tej chwili nie ma: ale przecież nikt nie broni PZPN i Ekstraklasie wprowadzić jak najszybciej (są ku temu statutowe możliwości) nowych zasad kontroli wobec tych, którzy już są i którzy chcieliby być właścicielami klubów piłkarskich. Na Zachodzie problem z jakim mamy do czynienia teraz w Polsce też istnieje, ale bardziej na obrzeżach piłki profesjonalnej; trudno tam sobie wyobrazić taką sytuację jaka zaistniała w przypadku Wisły Kraków. Bierze to się także z faktu, iż właściciel jest zarazem prezesem swojego klubu, tym samym odpowiada za ewentualne naruszenia regulaminów federacji i lig zawodowych. Część tzw. wielkich klubów to w ogóle spółki notowane na giełdach, a to rzecz jasna wymaga przejrzystości w ich działaniu. W Polsce natomiast mamy do czynienia - w tzw. futbolu profesjonalnym - nie tyle z modelem zachodnim, ale bardziej, ze względu na - delikatnie mówiąc - niewielką transparentność, z post-sowieckim modelem biznesu. Właściciel polskiego klubu de facto za nic nie odpowiada, mając zarazem pełną swobodę działania. Może zatem (pewnie się tego niedługo doczekamy) mianować na stanowiska decyzyjne sprzątaczki czy kierowców klubowych, i - jak stwierdzą wówczas sternicy polskiego futbolu - to jego pieniądze, i ma do tego pełne prawo. Otóż należy z tym po prostu skończyć, a PZPN i Ekstraklasa powinny wprowadzić prostą zasadę: właścicielem klubu może być tylko ten kto (w sensie regulaminu uczestnictwa w rozgrywkach ligowych organizowanych przez wyżej wymienione) wejdzie w skład Rady Nadzorczej lub Zarządu danego klubu, ze wszystkimi tego konsekwencjami. I na koniec warto byłoby, aby prezes Boniek, mieszkający przecież w Rzymie, przypomniał sobie sprawę Fiorentiny i rolę jaką pełni we włoskiej federacji COVISOC (komisja ds. nadzoru zawodowych klubów piłkarskich). Otóż w 2002, gdy ówczesny właściciel Fiorentiny - Vittorio Cecchi Gori przedłożył nieprawidłowe gwarancje bankowe, temu zasłużonemu i znanemu klubowi z tego właśnie powodu odmówiono licencji, w efekcie doszło do upadku Fiorentiny. Niemniej, następni właściciele - poważni przedsiębiorcy jakimi są członkowie rodziny Della Valle - uzyskali od własnej federacji inny bonus: możliwość awansu o dwie klasy rozgrywkowe z tytułu wcześniejszych zasług "Violi" dla włoskiej piłki. W ten sposób Fiorentina nadal jest ważnym składnikiem włoskiego i europejskiego futbolu, a Wisłę zapewne czeka los innych znanych niegdyś polskich klubów: Polonii Warszawa, ŁKS-u czy też Widzewa Łódź... Stefan Bielański Profesor Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, członek Społecznej Rady Sportu