- No cóż, pod Wawelem dane było mi grać tylko w Hutniku, ale z przyjemnością wracam do Krakowa. Zawsze podkreślam, że tu się wychowałem - mówił po meczu Pazdan, który do gry w Wiśle miał dwa podejścia.W 2003 r. trenerem był Henryk Kasperczak, a klub ściągał zawodników, o jakich konkurencji się nie śniło. Właśnie wtedy na Reymonta zjawił się Pazdan, ale wyglądał na lekko zagubionego. Miał dopiero 16 lat i o treningu z takimi zawodnikami jak Mauro Cantoro czy Maciej Żurawski mógł tylko marzyć. Przymierzano go do drużyny rezerw, ale w końcu w Wiśle nie został, tylko wrócił do Hutnika.Drugie podejście było poważniejsze. Dokładnie sześć lat temu przyjechał na testy. Nie był zawodnikiem znikąd, ale reprezentantem Polski, który chciał się wyrwać z Górnika Zabrze.W Wiśle miał zastąpić Maura Cantoro, który powoli żegnał się z Krakowem, ale po kilku dniach treningów pod okiem Maciej Skorży Pazdan wrócił na Śląsk. Czemu tak się stało? Wersje są dwie. Jedna mówi, że nie przekonał szkoleniowca, druga - bardziej prawdopodobna - że zgody na transfer nie dała rada nadzorcza klubu. W końcu z Zabrza trafił do Jagiellonii Białystok, gdzie zrobił ogromny postęp i trafił do Legii oraz reprezentacji.Teraz w Krakowie jest głównie gościem. Gdy w sobotę przyjechał do Krakowa, w hotelu zdążył się spotkać tylko z bratem. Za to tuż przed meczem serdecznie przywitał się z Arkadiuszem Głowackim. Najbliżej z Wisły jest jednak z Krzysztofem Mączyńskim - mieszkają w jednym pokoju na zgrupowaniach reprezentacji, są też w stałym kontakcie telefonicznym. - Dzięki temu jestem na bieżąco z tym, co dzieje się w Wiśle - przyznaje Pazdan.Kibice Wisły miło go jednak nie przyjęli. Powody były dwa: dobra i ostra gra Pazdana oraz spowodowanie kontuzji Bobana Jovicia. Po tej sytuacji trybuny zaczęły bluzgać na kapitana Legii.- Cóż, takie jest życie piłkarza. Ale trochę ich rozumiem, bo też byłem kibicem i wiem jak się w takich sytuacjach reaguje - próbował usprawiedliwiać Pazdan.Zaraz po meczu kapitan Legii też nie miał czasu na spotkanie z krakowskimi znajomymi, bo cała drużyna od razu poleciała do Warszawy. Zaległości towarzyskie zamierza jednak nadrobić po zakończeniu rundy. - Od razu po ostatnim meczu wracam do Krakowa - zapewnia.Piotr Jawor, współpraca: Łukasz Szpyrka