INTERIA.PL: Co było punktem zwrotnym i spowodowało, że zdecydowałeś się grać jednak dla Izraela, a nie dla Polski? Maor Melikson, pomocnik Wisły Kraków i reprezentacji Izraela: - To bardzo długa i skomplikowana historia. Nie lubię być w środku żadnego zamieszania, bohaterem żadnych awantur. Powiedziałem mojej rodzinie, że wszystko przemyślałem i uznałem, że dla mnie, dla Izraelczyków i Polaków lepiej będzie, bym grał dla kraju, z którego sam pochodzę, a nie dla tego, z którego pochodzi moja mama. Sądzę, że to słuszna decyzja. Czy na twoją decyzję wpływ miała burza medialna, jaką wywołały izraelskie gazety zarzucając ci zdradę? - Wszystko miało na to wpływ. To nie było miłe, co w Izraelu się pisało wtedy o mnie i o Polsce. Ale tacy bywają dziennikarze. Wy to wiecie najlepiej (śmiech). Wiele czynników miało wpływ. - Teraz na szczęście mam to z głowy i mogę się skoncentrować na moich obowiązkach w Wiśle. Zamieszanie się skończyło i znowu jest wszystko po staremu. Nowy trener reprezentacji Izraela, Eli Guttman, namawiał cię do powrotu do kadry? - Zadecydowałem się na to jeszcze przed rozmową z nowym selekcjonerem. To miły człowiek, przeprowadziliśmy sympatyczną rozmowę. Jesteś już w pełni zdrowy? - Przez kontuzję stopy straciłem prawie trzy miesiące. Czuję się lepiej, choć jakieś ślady tej skomplikowanej kontuzji zostały. Jestem jednak przekonany, że do pierwszego meczu będę gotów na sto procent. Mówisz: "Wszystko jest po staremu". Znowu będziesz imponował energią? Na co liczycie jako Wisła? - Chcemy wygrać wszystko, co się da. Wisła Kraków nie może myśleć inaczej. Co prawda, jesteśmy trochę daleko od pierwszego miejsca, ale wszystko się jeszcze może zdarzyć. Najpierw musimy myśleć o tych najbliższych przeszkodach - Legii i Standardzie Liege. Na pozostałe przyjdzie pora.