- Zagraliśmy troszeczkę słabiej, ale i Korona postawiła wyżej poprzeczkę. Przede wszystkim zabrakło skuteczności, bo to był taki mecz, w którym, gdybyśmy szybko zdobyli pierwszą bramkę, to ten worek mógłby się rozwiązać. Staraliśmy się do końca, ale nic nie wpadło - tłumaczy Burliga. - Korona postawiła mur przed bramką, staraliśmy się go sforsować to z prawej, to z lewej strony, a to środkiem i były te sytuacje, ale piłka jakoś nie mogła wpaść do bramki. Najbardziej szkoda tej sytuacji Maćka Jankowskiego - to było bodaj z siódmego metra, ale niestety, nie mieliśmy szczęścia - dodał. Tuż przed końcem meczu doszło do kontrowersji, kiedy Zbigniew Małkowski zaatakował w "16" Grzegorza Marszalika. - Uważam, że był rzut karny, bo Małkowski trafił go w nogi, a gdyby Grzesiu Marszalik miał większe doświadczenie i położył się od razu, a nie próbował na siłę utrzymać się na nogach, to ta "jedenastka" byłaby jeszcze bardziej ewidentna - powiedział Burliga. - Jesteśmy teraz niepocieszeni, ale nie będziemy się załamywać i stać nas na to, by pojechać do Gliwic i wygrać, bo potrafimy grać w piłkę, czasem brakuje nam tylko trochę szczęścia w kluczowych momentach - zakończył obrońca Wisły. <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa-2015-2016,cid,3" target="_blank">Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Ekstraklasy</a>