- Sam zapis, że 50 procent zarobków jest w bonusach i premiach, jest fajną rzeczą, bo pieniądze należy podnosić z boiska, ale nie karzmy piłkarzy za to, że w walce dla zespołu doznają kontuzji - podkreśla "Kosa". INTERIA.PL: Dyrektor Bednarz zapowiedział, że Wisła wycofuje ofertę dla Ciebie. Co zamierzasz zrobić? Kamil Kosowski, pomocnik Wisły i reprezentacji Polski: Nie będę się prosił. Zatem Twoja taktyka jest taka, że dogrywasz w Wiśle do końca czerwca, ale już w styczniu podpisujesz kontrakt z nowym pracodawcą? - Nie mam absolutnie żadnej taktyki w stosunku do Wisły. Mam umowę o pracę i zobaczymy jak będzie się układała dalsza współpraca. A godzisz się z myślą, że przyszłość przy Reymonta jest dla Ciebie ograniczona do najbliższego pół roku? - W Wiśle? Nie wiem. Z tego, co czytałem dzisiaj, to Wisła będzie mnie chciała sprzedać. Ale kto zapłaci za zawodnika, którego za trzy tygodnie można pozyskać za darmo? - Nie wiem, co na to powiedzieć. Chociażby to, że masz oferty i w styczniu z czystym sumieniem podpisujesz kontrakt z nowym klubem, bo w Krakowie nie chcą przystać na Twoje warunki. - Wszystko robię z czystym sumieniem i to, co mówię, jest prawdą. To, że padają jakieś kwoty, propozycje, to wszystko się mija z prawdą. Nieprawdą jest to, że w negocjacjach z Wisłą rozbiło się o 50 tys. euro? - To akurat by się zgadzało. Zresztą nie ma żadnego znacznie, czy rozbiłoby się o pięć, czy o 500 zł. Grunt, że się jednak poróżniliśmy. I bardziej w kwestii zapisów w kontrakcie, a nie jego wysokości. Podobno nie chciałeś się zgodzić na ograniczenie poborów na wypadek kontuzji? - Było kilka zapisów, na które klub się nie zgodził, twierdząc że wszyscy w Wiśle tak mają. A wiem, że tak nie jest. Wielu zawodników ma stare kontrakty bez takich wpisów. Na razie jestem na urlopie i nie wiem co będzie. 7 stycznia mamy pierwszy trening. Prawdopodobnie się na nim stawię i zobaczymy, co będzie dalej. Przy negocjacjach patrzyłeś pewnie na zachodnie wzorce - na kontrakty, jakie miałeś w Niemczech, Anglii, czy we Włoszech? - Jeżeli patrzyć na Wisłę przez pryzmat Europy, bo przecież wszyscy chcą, żeby klub awansował do Ligi Mistrzów, to trzeba jakieś standardy europejskie zachować. W Chievo Werona miałeś zapis, że w razie kontuzji ograniczają Ci pobory? - Nie ma nigdzie na świecie takich zapisów. Czyli Polska jest jedynym krajem? - Nie wiem, czy Polska, czy tylko Wisła. Nie wiem, jak są kontrakty konstruowane w innych klubach. Ale to prawda - między innymi to nas poróżniło. To jest dla mnie niezrozumiałe, że jak ktoś walczy dla drużyny na boisku i dostanie kontuzji, to traci 50-procentową część poborów! To co najmniej dziwne. Ale oczywiście jeżeli inni się na to zgodzili, to nie mam nic przeciwko temu. Jeżeli Wisła chce mieć takie zapisy, to proszę bardzo. Nie zamierzam tego negować. Za kontuzje odniesione na nartach, desce snowboardowej, na rowerze, czy motorze należy piłkarzy karać - proszę bardzo! To jest standard w całej Europie. Ale karanie zawodnika za kontuzję, której doznaje w trakcie walki na boisku, może doprowadzić do tego, że piłkarze zaczną odstawiać nogę w obawie o uszczuplenie swojego budżetu. Ja do zawodników odstawiających nogę nie należę, więc ciężko mi się było z tym pogodzić. Ale podkreślam - zawarcie takich zapisów w kontrakcie to stanowisko klubu i ja nie zamierzam tego negować. Wisła zaczęła wprowadzać takie klauzule w kontraktach po złych doświadczeniach z niekończącymi się urazami Tomasza Dawidowskiego. - Być może, ale nie widzę teraz wartościowego zawodnika - nie ważne krajowego, czy zagranicznego, który chciałby przyjść do Wisły na takich warunkach. Polscy piłkarze ligowi są czasem drożsi od zagranicznych i nie sądzę, by któryś z nich się zgodził na stratę premii i bonusów, które składają się na połowę całego wynagrodzenia, tylko dlatego, że doznał kontuzji. Wisła rozważa też ściągnięcie Jacka Krzynówka. Nie sądzę, aby i on przystał na takie warunki. Jacek miał przecież kilka urazów w karierze i na wypadek kolejnego miałby tracić drugi składnik kontraktu, który stanowi 50 procent sumy?! Klub ma prawo prowadzić taką właśnie politykę transferową, a w mojej sprawie decyzję podjął oczywiście prezes Cupiał, bo nikt inny nie ma takich uprawnień. Dlatego nie mam żadnych pretensji do dyrektora sportowego, bo on w zasadzie tylko przekazuje decyzje prezesa Cupiała. Rozmawiał: Michał Białoński * Wywiad autoryzowany