Garść faktów. Na "dzień dobry" widzisz Franza Smudę. Na co dzień człowiek-orkiestra, dowódcza i dusza całego zamieszania chodzi z grobową miną, z potężną "śliwą" na prawym oku (nieszczęśliwy wypadek podczas odśnieżania posesji). - Z nikim się nie pobiłem, po prostu nieszczęśliwie upadłem - niechętnie wyjaśnia i do dziennikarzy wysyła swego asystenta Broniszewskiego. Za moment, w sparingu z Zagłębiem Sosnowiec uderza cię jeszcze jeden fakt - w ataku wiślaków biega Rafał Boguski, który w sytuacji sam na sam podaje do bramkarza ("Ci starsi mają tak, że w sparingach ze słabszymi zespołami trochę się oszczędzają" - broni go Franz). Dlaczego snajper wylądował w szpitalu? Gdzie jest Paweł Brożek? - W szpitalu. Serce - wyjaśnia kierownik drużyny Jarosław Krzoska. Po chwili prezes Robert Gaszyński próbuje zarazić nas optymizmem, twierdząc, że "Brozio" wyjechał na dodatkowe badania serca, które mają wykluczyć istnienie ewentualnej wady w pracy mięśnia, której podejrzenie pojawiło się na rutynowej kontroli przed startem przygotowań. Mało tego, na ławce rezerwowych Wisła ma tylko trzech piłkarzy! Tak źle nie było już dawno! Myślą przewodnią w planach transferowych Franza Smudy było sprowadzenie drugiego napastnika, który by zwiększył konkurencję. Jeśli - odpukać - badania "Brozia" wypadną negatywnie Wisła może zostać bez napastnika na rundę wiosenną. Rundę, w której ma wywalczyć puchary. - Wprawdzie "Jankes" (Maciej Jankowski - przyp. red.) i "Stempel" (Mariusz Stępiński) w przeszłości byli napastnikami, ale trener Smuda szuka im u nas nowych pozycji w drugiej linii - przypomina drugi trener Broniszewski. Prezes Robert Gaszyński jest urodzonym optymistą. - Mam nadzieję, że Paweł pomyślnie przejdzie badania i poleci z nami do Turcji - twierdził. "Brozio" został jednak na noc w szpitalu. To nie wyklucza jego wylotu na obóz. Sparing, którego nie chcą piłkarze Kolejna niepokojąca, choć niepotwierdzona wiadomość - piłkarze mają się buntować trenerowi z powodu aranżacji dodatkowego sparingu - z chińskim Guanghzou, który zostanie rozegrany 1 lutego, zaledwie nazajutrz po grze z Sheriffem. Faktycznie, mecze kontrolne dzień po dniu, dysponując 13 zawodnikami z pola to karkołomne wyzwanie i ryzykowanie kolejnych urazów. Wiślacy mogą tylko pomarzyć o sytuacji kadrowej, w jakiej jest np. Legia, która mimo sześciu kontuzji może wystawić dwa zespoły, by rozegrać dwa sparingi tego samego dnia. - Mecz z Chińczykami gramy z trochę innych względów niż sportowe - zdradził Broniszewski. - Jakich? Marketingowo-finansowych - dopytaliśmy. - Cieszę się, że to pan powiedział - dodał młody asystent Franza. Okazuje się, że Chińczycy poważnie interesują się pozyskaniem Emmanuela Sarkiego i to właśnie z tego powodu Wisła przystała na nadprogramową grę. Jeśli "Manu" przypadnie im do gustu, będzie transfer, będzie zabawa, będzie kasa na ratowanie sytuacji. Prezes w krzyżowym ogniu pytań Gaszyński nie miał lekko na spotkaniu z dziennikarzami, które zorganizowano z okazji podpisania kontraktu na pół roku, z opcją przedłużenia o dwa lata, z bramkarzem Michałem Miśkiewiczem. - Panie prezesie, Wisła Kraków ma w tej chwili najwęższą kadrę w lidze. Jak w tej sytuacji wyobraża sobie pan awans do europejskich pucharów - zauważył jeden z nich. - Dojdą Stjepanović i Guzmics, dojdzie Brożek, będziemy mieli osiemnastu piłkarzy w kadrze - wyliczał prezes. - Nie bierze pan pod uwagę, że Brożek może nie dostać zgody na grę, a w serii sparingów w Turcji ktoś może doznać kontuzji - zaoponowaliśmy. - To państwo nie bierzecie pod uwagę, że w Turcji dołączy do nas dwóch-trzech nowych zawodników - nie dał za wygraną Robert Gaszyński. Na tym wymiana zdań się skończyła, ale smutna dla klubu rzeczywistość pozostała. Wisły nie tylko nie stać na płacenie za zawodników, ale też na deklarowanie im wysokich kontraktów. To dlatego negocjacje z Semirem Stiliciem o nowej umowie wloką się w nieskończoność. To dlatego do roli straszaka dla Brożka jest ściągany Brazylijczyk, który od dwóch lat nie strzelił gola, ostatnio grał w lidze stanowej, a na dodatek nie przeszedł testów medycznych. Najlepiej jego umiejętności skwitował Franz Smuda: - Ten Brazylijczyk? Cieszcie się, że lekarz nie dał mu zgody na grę - powiedział. Bramkostrzelny napastnik, na którego Wisły nie stać W dobie upadku rubla w Rosji i wojny na Ukrainie, ucieczką salwować się z tych krajów chcą dobrzy napastnicy. Pewien menedżer zaoferował Wiśle 26-letniego Brazylijczyka, który dwa lata z rzędu, w silniejszej lidze od polskiej strzelał powyżej 10 goli na sezon. Napastnik do wzięcia od zaraz, bez opłaty transferowej. Żąda wynagrodzenia 200 tys. euro rocznie. W dobie rządów Holendrów dwukrotnie wyższe pobory były codziennością, dziś walczącej o licencję Wisły nie stać na taki kontrakt. Choćby zaniechanie sprowadzenia takiego gracza miało oznaczać utratę szans na walkę o Ligę Europejską. Tak właśnie wyglądają "kłopoty bogactwa", które w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", na początek 2015 roku zapowiadał były prezes "Białej Gwiazdy" Jacek Bednarz. Nowy sternik klubu - Gaszyński, właśnie zaczął zmagania z procesem licencyjnym. Zalegającej wielu wierzycielom łącznie ponad 12 mln zł Wiśle nie będzie łatwo przejść przez sito wymagań. Na duchu nie upada Franz Smuda, czyli człowiek, który sprowadził pod Wawel Stilicia, czy wszechstronnego Dariusza Dudkę. - Mimo ciężkich treningów, chłopaki dobrze biegają, coraz mocniej trenuje Stjepanović, lada moment do gry wróci Guzmics, coraz lepiej wygląda Żemło - wylicza Franz w przerwie pakowania walizki na podróż do Turcji.