INTERIA.PL: Sam byłeś zaskoczony, gdy środowisko piłkarskie wręczyło ci Oscara i tytuł obrońcy roku. Może Piłkarskie Oscary to wybór najpopularniejszych, a nie najlepszych? Ciebie koledzy znają z ligi, grasz w niej ponad 10 lat, a Marcelo zaledwie półtora roku. Arkadiusz Głowacki, obrońca Wisły Kraków: Oj, nie, to nie tak. Bywały takie "Piłkarskie Oscary", kiedy nie dostawałem nawet nominacji. Więc co? Wtedy nie byłem znany? Teraz koledzy mnie docenili, choć można się było spodziewać, że wybiorą najlepszym obrońcą strzelającego więcej bramek Marcelo. Docenili jednak mnie za to, że ich poniewieram na boisku (śmiech). Mogę im obiecać, że w przyszłym roku, już po "trzydziestce" będę to robił równie solidnie. Oprócz Twojego, Oscary trafiły w ręce Macieja Skorży (najlepszy trener) i Patryka Małeckiego (odkrycie roku), a Paweł Brożek, Marcelo i Mariusz Pawełek otrzymali nominacje do Oscarów. Wisła Kraków rządzi w polskiej piłce! - Nie o to chodzi. Wybierali nas inni piłkarze, więc trudno mówić o dominacji. Tak się złożyło, że to nas akurat za coś doceniono i w tych kategoriach trzeba rozpatrywać Oscary. Dla mnie to jest naprawdę wielkie wyróżnienie. O ile sobie dobrze przypominam, to nigdy nie wygrałem nic indywidualnie. I pewnie teraz też tak jest, bo za tą nagrodą stoi cała drużyna, która dobrze się spisała w 2009 roku. Na wiosnę po dramatycznej pogoni wydarliście Lechowi mistrzostwo Polski. Może dlatego Wisła zdominowała Oscary? - Na pewno wiosna miała duże znaczenie. Mamy za sobą rok pełen różnych "dołków", z których co chwilę musieliśmy wychodzić. W pierwszej części nowego sezonu ligowego nieźle sobie poradziliśmy, ale mam nadzieję, że przez rok 2010 uda nam się przejść bez upadków, jakie mieliśmy w mijającym. Mimo tego, że jesteśmy na prostej, to zostało sporo do zrobienia. Są sprawy, które chcielibyśmy powyjaśniać w przyszłym roku. Jak to się stało, że drużyna, grając przez lwią część rundy jesiennej bez Ciebie i Radosława Sobolewskiego, czyli bez głównych boiskowych wojowników odjechała rywalom na pięć punktów? - W pewnym momencie pojawiły się obawy, że drużynie będzie brakowało starszych zawodników, którzy dotychczas odgrywali w drużynie dużą rolę. Ja się z tym nie do końca zgadzałem. Mówiłem, że każdemu w sezonie zdarzają się słabsze momenty. Rok wcześniej przytrafił nam się taki sam "dołek" mniej więcej w tym samym okresie jesieni, kiedy też nie mogliśmy sobie poradzić z naszą dyspozycją i to nawet nie zależało od tego, czy ważne postaci grały, czy nie. Zły okres po prostu się przytrafił. W tym roku drużyna i trenerzy uporali się z tym kryzysem bardzo szybko. Wisła wygrała ostatnie trzy mecze i czekamy ze sporym optymizmem na rundę rewanżową. Ucieszyłeś się z powrotu do Wisły Clebera? Dzięki niemu nie będziesz najstarszym - obok Mariusza Jopa - obrońcą w drużynie. - Cleber to zawodnik o ogromnym charakterze i umiejętnościach, które też są ważne, bo samo serce do gry nie wystarczy, aby znaleźć się w Wiśle. Cleber spełnia wszystkie warunki konieczne do gry w naszej drużynie. Jego powrót wzmocni rywalizację, która jest motorem napędowym do rozwoju zawodników. Gdzie spędzisz święta? - Tradycyjnie w rodzinnym gronie w rodzinnym Poznaniu. Nie wybieram się do żadnych ciepłych krajów. Rozmawiał: Michał Białoński CZYTAJ RÓWNIEŻ: Włosi chcą Clebera i Diaza Skorża: Każdego dnia myslę o jeszcze jednej szansy walki i Ligę Mistrzów! Zenit chętny na transfer Pawła Brożka