Wisła znalazła się zakręcie, z którego wkrótce może wylecieć. Klub jest zadłużony po uszy, trener tylko tymczasowy, a na ostatni mecz roku - z Pogonią Szczecin - nie ma nawet 11 zawodników na poziomie ekstraklasy. Na dniach minie rok od czasu, gdy plan naprawczy zaczął wprowadzać prezes Robert Gaszyński. Sponsora jednak nie znalazł, klubu nie oddłużył, a jeśli ma się czym chwalić, to tylko małymi sukcesami. Nic dziwnego, że u Bogusław Cupiała jest na cenzurowanym. Właściciel klubu już ponoć pochylał się nad podpisaniem dokumentu rozwiązującego współpracę, ale pojawiła się informacja, że Wisła negocjuje z firmą z branży spożywczej, która za reklamę na koszulkach miałaby zapłacić ok. 3 mln zł. Ta firma jakiś czas temu z Wisłą już była łączona, ale nic z tego nie wyszło. Teraz to ostatnia deska ratunku dla Gaszyńskiego. Szkopuł w tym, że Wisła przypomina dziś wrak samochodu, którego nikt nie chce odremontować. Powiedzmy, że ktoś chce mieć piękne auto z piękną historią, ale nie tylko od podziwiania, ale też wygrywania rajdów. Znajduje model, który ma kilkadziesiąt lat (w przypadku Wisły - 109) i kiedyś bił konkurencję, ale dziś rdzewieje i kolejne elementy zaczynają wysiadać. Samochód dalej ma imponującą historię, ale jest wrakiem. I albo ktoś szybko go dofinansuje i odremontuje, albo będzie nadawał się tylko na złom (czyli I ligę). Remont zaczęto jednak od polerowania maski zamiast wymienić silnik. Bo co dało zwolnienie trenera Kazimierza Moskala? Drużyna i tak przegrała kolejne trzy mecze i będzie przegrywać także z każdym innym szkoleniowcem, bo brakuje jej zawodników. A w kolejnej rundzie może być jeszcze gorzej, bo część piłkarzy zaczyna rozglądać się za nowymi klubami, do których chętnie dołączyliby już zimą. Nowych ściągnąć nie będzie łatwo, bo piękną historią rodziny nikt nie wyżywi. Czytaj dalej