Dyskusja zaczęła się od ogromnych pieniędzy, które otrzymują inne kluby. Według Tygodnika TVP, Wrocław przekazuje Śląskowi 16 mln zł, Gliwice Piastowi blisko 12 mln zł, Gdańsk Lechii 6 mln zł, Gdynia Arce ponad 5 mln zł. - Pamiętajmy jednak, że często w klubach miasta są udziałowcami, więc też współtwórcami długu - dowodził Kozioł. W porównaniu z tymi klubami Cracovia i Wisła grają w innej lidze, ponieważ od miasta otrzymują zaledwie po 150 tys. zł z racji reklamowania Krakowa. - Sport w naszym mieście budzi szczególne emocje, bo wojny kibolstwa doprowadziły do sytuacji, że przeciętny mieszkaniec postrzega piłkę właśnie przez pryzmat chuliganów. Należy jednak pamiętać, że te kluby mają po 113 lat historii, łączącej się z medalami igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. Dlatego jesteśmy za tym, by przez sport się promować, ale nie dawać klubom pieniądze, tylko umożliwiać im zarabianie - podkreśla Kozioł. Prawnicza blokada nie do przeskoczenia? Władze Krakowa na każdym kroku podkreślają, że nie mają prawnych możliwości wspierania zawodowego sportu. Prawnicy magistratu negatywnie opiniują większość pomysłów, choć w innych miastach kluby wspierane są np. przez miejskie spółki czy wykupywanie obligacji. - Wiemy, że np. miasto Chorzów kupiło obligacje Ruchu, ale nie skończyło się to dobrze. Takie sytuacje pokazują jak niestabilne finansowo jest to przedsięwzięcie. Zresztą interpretacja naszych prawników jest taka, że takie wspieranie klubu jest niedopuszczalne - podkreśla Łukasz Sęk, radny Krakowa. - Poza tym, gdy tylko pojawia się kwestia przekazania pieniędzy któremuś klubowi, to w internecie 3/4 osób pisze, że te środki przydałyby się gdzie indziej - dodaje. Ratunek? Ustawy z błędami Badania (zlecone przez miasto) wykazały jednak, że wartość reklamy, jaką Wisła robi Krakowowi to ok. 3 mln zł, a Cracovii - 2,5 mln zł. Czy w tej sytuacji istnieje możliwość podniesienia wartości umowy dającej klubom zaledwie po 150 tys. zł? Obecnie radni pracują nad tzw. uchwałą kierunkową, ale na razie zawiera ona sporo błędów, a i tak jest to dopiero pierwszy krok. Dopiero później nad sprawą pochyla się komisja budżetowa i prezydent, a po ich ew. pozytywnej opinii zaczyna się wydzielanie konkretnych sum z budżetu miasta. Głosowanie nad uchwałą kierunkową ma się odbyć w środę, ale już teraz słychać głosy, że w obecnym kształcie jest ona nie do przyjęcia. Co ze stadionem? Nie ma co ukrywać, że na wsparcie miasta liczy się przede wszystkim zadłużona Wisła. Tyle że ten klub ostatnio nie ma wysokich notowań w magistracie. Wszystko przez to, że zalega miastu blisko 5 mln zł za wynajem stadionu. Władze klubu próbowały umorzenia długu, a także rozłożenia go np. na 25 lat. Na niewiele się to jednak zdało. - Uczestniczyłem kilka razy w tych negocjacjach i jako byłemu prezesowi Wisły było mi smutno, gdy przyszła prezes Marzena Sarapata z płaczem, że jak nie pójdziemy im na rękę, to nie dograją ligi. Umówiliśmy się więc, że za dwa mecze zapłacą później. Efekt? Za pierwszy mecz otrzymaliśmy pieniądze, za drugi już nie - wspomina Kozioł. Tyle że rządy Sarapaty były fatalnym okresem. Nie dość, że klub zadłużył się po uszy, to jeszcze w zarządzaniu przewijały się wątki kibolskie. Dziś jednak p.o. Wisły jest Piotr Obidziński, a twarzą akcji ratunkowej Jakub Błaszczykowski. - Słyszymy, że w klubie wszystko idzie w dobrym kroku, więc nie podejmujemy kroków, które mogłyby zaszkodzić Wiśle, tylko odkładamy obowiązek zapłaty, co jest istotną pomocą - uważa Kozioł. Piotr Jawor