INTERIA.PL: Czuje się pan trochę jak "niewierny Tomasz", bo nie wierzył pan w awans? Cezary Wilk: Rzeczywiście, teraz pewnie będzie mi się to wypominać, a ja przecież na co dzień jestem optymistycznie nastawiony do życia. Raz chciałem być realistą i okazało się, że trzeba to optymistyczne nastawianie zostawić w sobie. Stało się tak, a nie inaczej i teraz mogę się tylko cieszyć. Po końcowym gwizdku, mimo wygranej mieliście opuszczone głowy, a po kilku sekundach wszystko się zmieniło... - Sam mecz nie różnił się zbytnio od innych, a potem sama końcówka i to co stało się już po zakończeniu gry, to było coś nie od opisania. Fantastyczne przeżycie, polecam każdemu. Kiedy pan uwierzył, że awans stał się faktem? - Chwilę po meczu, gdy zauważyłem niesamowitą reakcję kibiców, a potem dostaliśmy informację od pracowników klubowych. A czy wiedział pan jak przebiega mecz w Londynie? - Nie miałem żadnych informacji. O przebiegu tego spotkania dowiedziałem się dopiero w szatni. Aby skorzystać z pomocy Odense, musieliście sami zadbać o wygraną. - To był jedyny nasz cel na to spotkanie, aby zagrać tak, by nie mieć do siebie pretensji. Gdyby tam, w Londynie padł korzystny dla nas wynik, a my nie odnieślibyśmy zwycięstwa, to mielibyśmy do siebie ogromne pretensje. Byłby wielki kac. Pan, jako wielki miłośnik Premier League czeka pewnie teraz z niepokojem na wyniki losowania ściskając kciuki za Manchester United lub City. - Oczywiście. Bardzo chciałbym trafić na Manchester. Ale na który? - To jest mi obojętne. Obydwa te zespoły są znakomite. "Tak się bawią ludzie, kiedy Wisła gra:" <a href="http://forum.interia.pl/wisla-krakow-w-1-16-finalu-ligi-europejskiej-tematy,dId,2002544">Zapraszamy do dyskusji na temat awansu Wisły</a>