Interia.pl: Nie tak miało być. Przy stanie 1:0 zamiast dobić rywala, straciliście dwa gole. Paweł Brożek, napastnik Wisły: - Przed meczem powtarzaliśmy, że jedziemy do Jerozolimy po zwycięstwo. I wszystko było OK do tej feralnej 60. minuty. Straciliśmy dwie bramki i sytuacja zrobiła się ciężka. Ale myślę, że w rewanżu pokażemy na co nas stać i awansujemy. Twoja bramka padła w dosyć dziwnych okolicznościach. Wydawało się, że w ogóle nie ma zagrożenia dla Beitaru. - Ten gol to efekt gapiostwa bramkarza i obrońcy. Ale byłem pewien, że padł gol. Chwilę czekałem, bo nie byłem pewien, czy sędzia gola uzna. Tym bardziej, że liniowy zachował się dosyć dziwnie. Nie pokazał głównemu, że piłka przekroczyła linię bramkową. Być może to dopiero moja radość wymusiła na arbitrze uznanie gola (śmiech). Zabrakło drugiego gola, który uspokoiłby sytuację. Przeprowadziliście ładną akcję z Piotrkiem, ale bratu zabrakło precyzji. - Gdybyśmy strzelili wtedy, albo w jakimś innym momencie, to oni by siedli i skończyło by się 3:0, a nawet 4:0. A tak - później wyrównali, dostali wiatr w żagle. Na dodatek w nasze poczynania wkradł się chaos. Przeciwnik próbował to wykorzystać. Miał dwie niezłe sytuacje, strzały głową, które Mariusz Pawełek dobrze obronił. Prawda jest też taka, że sędzia popełnił błąd, bo Radek Sobolewski, gdy wychodził sam na sam z bramkarzem był faulowany. Wiadomo, że przed polem karnym, ale jednak był faul. Sędzia gry nie przerwał i z następnej akcji Beitaru wyszła bramka. Czy aby w przerwie trener nie kazał Wam się bronić? - Nie, mieliśmy grać swoje, a niepotrzebnie oddaliśmy im pole. Gdybyśmy zagrali wysoko, zaatakowali ich na ich połowie, tak jak graliśmy przed przerwą, to nie dochodziliby do tak wielu sytuacji strzeleckich. W podświadomości była jednak obrona wyniku i cofnęliśmy się. Pozytyw jest taki, iż z przygotowaniem fizycznym trafiliście. Szybkościowo biłeś na głowę rywali. Nie jest tak, że musicie dochodzić do siebie po zbyt ciężkich przygotowaniach do sezonu. - Wiadomo, że jesteśmy na początku sezonu. Nasza gra pewnie lepiej wyglądałaby, gdyby doszedł do skutku piątkowy mecz ligowy z Ruchem Chorzów. Zamiast niego musieliśmy grać sparing, a to nie to samo, co przetarcie w spotkaniu o punkty. Żałujemy tego, ale jesteśmy dobrze przygotowani i stać nas na to, aby u siebie wywalczyć awans. Było dosyć ciepło. Nie złapaliście zadyszki? - Różne były fazy w meczu. W jednym momencie "przytkało" nas. Wtedy trzeba było się cofnąć, żeby nie stracić gola. Z drugiej strony jednak sił nie brakowało, bo nawet w samej końcówce stworzyliśmy dwie groźne sytuacje. Nie baliście się o Mariusza Pawełka, gdy nie mógł złapać dwukrotnie piłki po strzałach w środek bramki? - Trochę go rozumiem. Piłki "Adidasa" są dosyć specyficzne. Nawet na treningu miałem kłopoty, by w nie trafić. Jakie wrażenia z reakcji kibiców Beitaru? - Fajnie krzyczeli, było dosyć głośno, akustyka na tym stadionie jest świetna. To wszystko sprawiło, że o komunikowanie się podczas meczu nie było łatwo. Twoje zejście z boiska było zaskakujące. Nie wyglądałeś na przemęczonego. - Poprosiłem trenera o zmianę. Nie czułem się na siłach, by grać do końca. Poza tym łapały mnie już skurcze łydki. Parę sprintów zrobiłem, zatem nogi miały prawo nie wytrzymać. Nie byłoby lepiej grać przeciwko Bietarowi starym dobrym 4-4-2? Miałbyś wtedy partnera w ataku i - po wygraniu walki o piłkę - nie musiałbyś czekać, aż nadciągnie pomoc. - Oglądaliśmy Beitar w akcji i wiedzieliśmy, że to bardzo dobry przeciwnik, ale nie wiedzieliśmy jakim ustawieniem oni zagrają. Poza tym w pucharach gra się zupełnie inaczej, niż w polskiej lidze. To pytanie proszę skierować bardziej do trenera. On na pewno na przyszły tydzień coś wymyśli, bo nie sądzę, aby rywale w rewanżu zagrali ofensywnie. Będziemy skazani na atak pozycyjny. Macie o tyle utrudnioną sytuację, że w rewanżu przyjdzie wam walczyć bez Marka Zieńczuka i Arkadiusza Głowackiego. - Na pewno to spory kłopot, bo wszyscy wiedzą kim jest "Zieniu" i "Głowa" dla naszego zespołu. Postawiłbyś jakieś pieniądze na awans Wisły? - Tak i to duże. Rozmawiał w Tel-Awiwie Michał Białoński