Za widzewiakami wstawili się fani Wisły i w pewnym momencie na stadionie Henryka Reymana zrobiło się gorąco. Kibice "Białej Gwiazdy" coraz głośniej domagali się wpuszczenia sympatyków Widzewa. W końcu w proteście zaniechali dopingu i opuścili trybunę E, zamierzali wyjść ze stadionu. Ostatecznie zostali, ale doszło do incydentu w postaci uszkodzenia monitoringu. Rzecznik Wisły SA Adrian Ochalik wyjaśnił sytuację z delegatem PZPN-u Dariuszem Szewirskim, szefem zabezpieczenia stadionu Kazimierzem Antkowiakiem i szefem zabezpieczenia z policji. - Wejście kibiców gości na stadion odbywa się na podstawie listy, na której mają być umieszczone imię i nazwisko kibica, jego numer pesel i numer biletu - tłumaczył Ochalik. - Na stadion wpuściliśmy 150 fanów Widzewa, których dane widniały na liście. Tuż przed meczem pod bramy podeszła grupa około trzystu kibiców Widzewa, którzy nie spełnili wymogów. Brakowało ich na liście, albo nie mieli podanego numerów - pesel, czy biletu. W ten sposób doszło do zablokowania bramy, przez co na stadion nie mogli się przedostać nawet tacy kibice, którzy mieli kompletne dane na liście. - Pod bramą zrobiła się mała awantura. Widząc ją obecni na stadionie kibice Widzewa w przerwie manifestacyjnie opuścili nasz stadion - dodał Ochalik. Z naszych informacji wynika, że ci kibice Widzewa, którzy mieli bilety i ich dane figurowały na liście, a nie zostali wpuszczeni, rozważają skierowanie sprawy do sądu przeciwko Wiśle. Ochalik zwraca uwagę na fakt, że klub dopełnił wszystkich wymogów. - Bramy sektora dla kibiców gości były otwarte już na dwie godziny przed meczem - zapewnia. Rzecznik Wisły SA powołuje się na wprowadzone przez PZPN i Ekstraklasę SA "Zasady przyjmowania kibiców drużyny gości". W pkt 18 tego dokumentu "Kluby zobowiązane są odmówić wpuszczenia na sektor kibiców gości osób, które nie znajdują się na liście autoryzowanej przez wysyłający klub". Michał Białoński, Kraków