Ben Radhia trafił do Widzewa na początku marca bieżącego roku. Na początku na treningach spisywał się przeciętnie, ale z czasem wyglądał coraz lepiej. Szybko wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie drużyny Pawła Janasa i imponował swoją grą. Pewny w defensywie, trudny do przejścia, podłączający się często do akcji ofensywnych - tym na pierwszoligowych boiskach zasłynął Tunezyjczyk. I choć rywala na prawej obronie miał bardzo mocnego, bo Łukasza Brozia, Janas robił wszystko, aby znaleźć miejsce dla nich obu. Kretek podczas letnich przygotowań musiał dokonać wyboru. Postawił na Brozia, który w tym sezonie spisuje się bardzo pewnie i ma wysokie notowania u selekcjonera Franciszka Smudy. Reprezentant Tunezji poszedł zaś w odstawkę. - To oczywiste, że nie byłem zadowolony z faktu grania w drugim zespole czy Młodej Ekstraklasie - przyznaje Ben Radhia w rozmowie z serwisem INTERIA.PL. - Moje ambicje były dużo większe. Wiedziałem jednak, że muszę się prezentować jak najlepiej i wówczas mogę wskoczyć do składu. Czekałem na swoją szansę - dodaje. No i się doczekał. Trzy tygodnie temu, kiedy Widzew po najsłabszym meczu tego sezonu przegrał u siebie z Legią, Kretek zapowiedział zmiany w składzie. Przesunął Brozia na pozycję defensywnego pomocnika, a na prawej obronie wystawił Tunezyjczyka. Efekt? W spotkaniach z Jagiellonią Białystok i PGE GKS-em Bełchatów w lidze oraz z Wisłą Kraków w Pucharze Polski Ben Radhia był jednym z najlepszych (momentami najlepszym) piłkarzem beniaminka. - W każdym z tych meczów dawałem z siebie wszystko. Zdawałem sobie sprawę, że muszę zagrać jak najlepiej, aby na stałe wywalczyć sobie miejsce w składzie. Mam nadzieję, że udało mi się to. W kolejnych spotkaniach postaram się grać jeszcze lepiej. Stać mnie na to - nie ukrywa. Jeżeli będzie prezentował się jeszcze lepiej, to wkrótce może zostać jednym z najlepszych bocznych obrońców w Ekstrakasie. Bo po ostatnich solidnych występach chyba nikt nie ma wątpliwości, że umiejętności ma ponadprzeciętne.