Radosław Nawrot: Mecz derbowy Warty Poznań z Lechem Poznań, warciarze tracą gola w ostatniej minucie. Spojrzałem wtedy na pańską minę. Minę człowieka, któremu wydaje się, że...? Bartłomiej Farjaszewski, właściciel Warty Poznań: To była mina człowieka bardzo zestresowanego. Ja zawsze wszystkim się stresuję, ale wtedy już wyjątkowo. Byłam ekstremalnie zawiedziony, że się nie udało, że wysiłek poszedł w piach. A nie musiał pójść. Tak mi było szkoda. Czy to nie była mina człowieka, który pomyślał, że Ekstraklasa to dla Warty za wysokie progi? - Nie w ten deseń. Powiedziałbym, że przeciwnie - pomyślałem, że jednak da się pograć w Ekstraklasie. Owszem, w związku z wielkim przeskokiem do wyższej ligi i to dokonanym w tak krótkim czasie, cała runda jesienna oznaczała sporą niewiadomą. Mieliśmy jednak w sobie pokorę, prawda, czasem może nazbyt dużą. Zmiana mentalna w naszym klubie po awansie była jednak gigantyczna. Do tej pory musimy cały czas nadążać. Jesteście jednak jedną z rewelacji ligi. W każdym razie pokazaliście jedną z najbardziej romantycznych historii w Ekstraklasie. Jak się nie da czegoś zrobić to weź kogoś, kto tego nie wie i on to zrobi? - Bardzo lubię to powiedzenie, głównie dlatego, że działa w tak wielu aspektach życia. Jesteśmy przyzwyczajeni do pewnej rutyny w działaniu. Tymczasem nasze myślenie w Warcie na temat budowy klubu różni się w sposób znaczący od innych. Nie chodzi o to, że ktoś inny myśli gorzej, my po prostu budujemy po swojemu i nie zważamy na to, że większość robi inaczej. Jak to możliwe, że klub, który nie tak dawno grał na trzecim poziomie rozgrywkowym nagle kręci się w środku tabeli Ekstraklasy i ma więcej zwycięstw od Lecha Poznań? Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! - Mamy sporo szczęścia, bo w sporcie jest też sporo przypadku, ale jestem przekonany, że najważniejszym powodem jest ciężka praca wielu osób. Zarówno na boisku, jak i poza nim spotkała się dobra grupa ludzi w dobrym czasie. Wzmacnia się przecież każdy klub w Ekstraklasie, ale nie zawsze te wzmocnienia działają. Ma pan na myśli to, że Warta ze swoim niskim budżetem musi działać rozsądniej niż inni? - Kilkukrotnie rozsądniej. Nie stać nas na to, by sprowadzać drogich zawodników i proponować wysokich gaży. Musimy więc pogłówkować, jak zachęcić do przyjścia do nas piłkarzy, którzy dadzą zespołowi wysoką jakość. Jak? - Wizją. Nie jest ona w Warcie ani górnolotna i pełna pychy, ani płytka i doraźna. Jest realna, my się bardzo trzymamy rzeczywistości, w której się obracamy. W Warcie jest sporo mrówczej pracy i wiara w to, że można osiągać coraz więcej i więcej, krok po kroku. Naszym pomysłem na ściąganie piłkarzy jest czynnik ludzki, w tym podgrzewanie żądzy pójścia do przodu. Tak, aby każdy w klubie był wciąż głodny. To zdaje się działa. Skąd bierzecie pieniądze? - Wykopaliśmy skarb na Wildzie, inaczej byśmy nie dali rady (śmiech). A tak serio: środki z tytułu praw za grę w Ekstraklasie to raz plus jestem ekstremalnie zadowolony z pracy wykonanej przez klub w celu pozyskania sponsorów, zwłaszcza że to środek pandemii. A jednak udaje się pozyskiwać kolejne firmy i to na znaczące firmy, a przecież każdy ogranicza wydatki. Budżet Lecha sięga od 60 mln zł w latach chudych do ponad 100 mln zł w latach tłustych. Ile ma Warta? - (śmiech) O wiele mniej. Trzeba by chyba zacząć odcinać zera. W zależności od tego, jak liczyć, czy z akademią czy bez, to kręcimy się raczej koło 10 mln zł. To znaczy, że w polskiej Ekstraklasie zderzają się zupełnie różne światy. - Po awansie do Ekstraklasy przekonaliśmy się, że tu pieniądze są potrzebne. My ich za wiele nie mamy, stąd tak ważne jest odpowiednie dobranie parametrów, aby zespół trybił. Kluczowe jest chyba to, że nam zależy, ale każdemu z nas, czy w klubie, czy poza nim. Chęci piłkarzy na boisku widać jak na dłoni. Do tego dodajmy furę szczęścia i mnóstwo pracy, dzięki temu zamazujemy różnice finansowe. Jednakże za nami dopiero połowa sezonu, my nie mamy takiej wielkiej przewagi nad strefą spadku. Tu nie ma mowy o komforcie psychicznym. Trochę mi niezręcznie zadać to pytanie, ale co jeśli Warta spadnie? - Cóż, my też musimy o tym myśleć. Oczywiście, że to ekstremalnie pesymistyczny scenariusz, ale on też istnieje i naszym obowiązkiem jest o nim myśleć, a nie tylko napawać się optymizmem. Stąd mamy zapisy w kontraktach piłkarzy na taką ewentualność, aby w przypadku spadku nie zostać na lodzie i nie zostawić spalonej ziemi. Znamy warunki przedłużenia czy rozwiązania. Na tym polega odpowiedzialna budowa struktur klubu. Przed awansem do Ekstraklasy robiliśmy podobnie - przygotowaliśmy dwa warianty finansowe i sportowe, jeden na możliwy awans i drugi na jego brak. Nawet gdy prowadziliśmy w pierwszej lidze, mieliśmy taki pesymistyczny wariant gotowy. Czasami nie chce się myśleć o tym, co złego może się przytrafić. Mówisz sobie, zastanowimy się potem, nie martwmy się na zapas. No nie, to nieodpowiedzialne i płytkie. My chcemy być świadomi i nie możemy tracić czasu. Przygotowujemy czarny scenariusz, chowamy do szuflady i skupiamy się na walce. Ale wiemy, co jest w szufladzie. Myślę, że ludzie kochają was za to, że przełamujecie pewne założenia i sztampę. Chyba każdy was uznawał za najsłabszy zespół ligi. - Warta Poznań ma taką historię najnowszą, że jej obecny trzon wykształcił się w czasach bardzo trudnych, gdzieś w trzeciej i drugiej lidze. Ci piłkarze nie byli wychowywani w puchu. Przeszli przez wiele nieprzyjemnych zdarzeń, a jednak nigdy się nie poddawali. I ci zawodnicy, którzy pamiętają te czasy silnie przekładają swoją mentalność na resztę drużyny. Dlatego Warta potrafi się podnieść po przegraniu meczu z golem w doliczonym czasie? - Tak myślę. Gdy ktoś mówi o nas, że nie damy rady, to też nas jakoś napędza. Nawet mnie napędza, a co dopiero piłkarzy, o których się tak mówi. Przecież to pochopne opinie, jak widać. Często wygłasza się je bez znajomości tego, jak klub działa i pracuje. Z całym szacunkiem dla innych klubów, pasja, zaangażowanie czy jakość pracy w Warcie jest topowa w polskiej lidze. Przed sezonem każdy chyba nas skreślał, a my rwiemy każda kępkę trawy, by cel osiągnąć. Od sprzątaczki po zawodników na boisku, każdy rwie. I nawet nie musimy się nawet nawzajem kontrolować. Pewnych rzeczy wytłumaczyć do końca nie potrafię, np. dlaczego jesteśmy w Ekstraklasie, dlaczego tak szybko, skąd takie wyniki? Nie wszystkie siły rozumiem, ale one istnieją i działają. Nie biorą się znikąd, nawet jeśli nie potrafię ich nazwać. Po raz pierwszy rozmawiamy w nowej siedzibie klubu, utworzonej w gmachu Poznańskich Ośrodków Sportu i Rekreacji. Tu woda na głowę już nie leci jak przy Drodze Dębińskiej. Jest schludnie. To już wygląda jak siedziba klubu Ekstraklasy. - Udało się to miejsce zagospodarować i dopiero teraz widzę, jak bardzo to było istotne. Taka zmiana ma ogromny wpływ na jakość pracy, na samopoczucie ludzi. Dotąd pracownicy i piłkarze Warty pracowali w skandalicznych warunkach. Teraz nie kapie, jest schludna toaleta, ogrzewanie, nikt nie ma alergii z racji zagrzybienia. Teraz chce się pracować, przyjść wcześniej i zostać dłużej.