- Doskonale pamiętam trenera Magierę, bo to świetny człowiek i wielki trener. Po egzaminie zaprosił nas na obiad, chyba cztery czy pięć osób i bardzo dobrze nam się wtedy rozmawiało. Kiedyś, gdy pracowałem w Rozwoju Katowice, miałem taką rozmowę ze znajomymi, że trener Magiera zachowuje się, jakby nie był Polakiem, podchodzi do życia w inny sposób. Bardzo dobrze go wspominam, dużo się od niego nauczyłem - mówił tuż po spotkaniu ze Śląskiem Dawid Szulczek. Od razu też zaznaczył: - Umówmy się, trener trenerem, ale to piłkarze są najważniejsi na boisku, od jakości ich gry i decyzji zależy wynik. My mamy wpływ, ale nie aż taki. Jeśli ostatnia drużyna zatrudni najlepszego trenera, to nie znaczy, że zaraz będzie w trójce. Jego rola jest często przeceniana. Dawid Szulczek: Powinien być punkt więcej Warta Poznań pokonała Śląsk 2-1, odnosząc pierwsze zwycięstwo w tym sezonie w Grodzisku Wlkp., a trzecie w ogóle. Ma już 15 punktów i przynajmniej na chwilę opuściła strefę spadkową. - Spadł mi kamień z serca, jest duże poczucie ulgi. Wiadomo, im ta strata do grupy bezpiecznej będzie mniejsza, tym lepiej będzie się pracowało przez zimę. A nie liczymy Legii do spadku, bo Legia to Legia: złapie serię zwycięstw - mówił trener Warty. W czterech meczach jego zespół zdobył cztery punkty, co nie jest wielką zdobyczą. Zdaniem Szulczka powinien być o punkt więcej, ale niekoniecznie Warta musiała wygrać akurat ze Śląskiem. - Bardziej zasługiwaliśmy na zwycięstwo w meczu z Wisłą Płock, bo wtedy byliśmy lepsi. A dziś mecz przypominał ten z Wisłą Kraków, wyrównany, w którym rywal miał częściej piłkę przy nodze. O ile Lech bardzo zdominował pod kątem jakościowym nie tylko nas, ale i ligę, to spotkania ze Śląskiem czy Wisłą Kraków były na remis, a z Płockiem zasługiwaliśmy na wygraną. Powinniśmy mieć pięć punktów, mamy cztery, więc jeden gdzieś musimy odrobić - ocenił Szulczek. Podsumowanie kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasa w każdy poniedziałek o 20:00 - zapraszają: Staszewski, Peszko i goście! Warta - Śląsk. Mecz mógł się potoczyć inaczej W poniedziałek Warta nie była zespołem, który dominował, ale prowadziła już 2-0 po trafieniach Adama Zrelaka i Konrada Matuszewskiego. Śląsk miał piłkę przez 2/3 spotkania, ale rzadko stwarzał zagrożenie pod bramką Adriana Lisa. - Wiedzieliśmy, że zmierzymy się z zespołem strzelającym dużo goli, groźnym, tworzącym masę sytuacji. Nie planowaliśmy, by aż tak mocno oddać mu piłkę, chcieliśmy być dłużej w jej posiadaniu. Nie udało się, ale też mówiłem, że w grze Warty nie dojdzie do rewolucji, a ewolucji. I tak to wyglądało, graliśmy trochę inaczej, staraliśmy się czasami wyżej wyjść do pressingu, a będąc już przy piłce, próbowaliśmy być w miarę konkretni. Pewnie i ten mecz mógłby się potoczyć inaczej, bo Śląsk miał sytuację, gdy wybijaliśmy piłkę z linii bramkowej, ale i my mieliśmy dwa słupki. A w końcówce było już podobnie jak w spotkaniu z Wisłą tydzień temu - tłumaczył Szulczek. Warta Poznań broni się, bo nie chce za dużego ryzyka Warta już wtedy bardzo głęboko cofnęła się do obrony, niemal całym zespołem broniła się w polu karnym lub tuż przed nim. - To wynika z faktu, że Śląsk, czy ostatnio Wisła, rzucają siły w nasze pole karne, przechodzi tam wysoki środkowy pomocnik czy stoper. W poprzednim meczu Frydrych strzelił nam tak gola na 1-1. Trudno byśmy zostali w szesnastce samymi stoperami i wahadłowymi, też się cofamy. Nie podejmiemy ryzyka, że może się uda wybić piłkę, a może nie. Jedyna nad czym trzeba się zastanowić, to dlaczego nie potrafimy zrobić kontry na dobicie. Z Wisłą też mieliśmy okazje, ale dzisiaj przynajmniej nie straciliśmy bramki na remis - zakończył trener Warty. Andrzej Grupa