- Przyjechaliśmy na bardzo trudny teren, do dobrze grającego rywala. Cracovia na początku zepchnęła nas do defensywy i tego się spodziewaliśmy. Chcieliśmy się bronić jednak nieco wyżej, niż to się działo. Wiedzieliśmy, że Cracovia gra bardzo ofensywie - mówił Michniewicz. - Pierwszy dobry sygnał dla nas był po pierwszym golu z minimalnego spalonego. Wiedzieliśmy, że jedna bramka nie wystarczy. Wiedzieliśmy, że potrzebujemy więcej bramek. Strzeliliśmy bramkę na 3-1 i się wszystko uspokoiło - podkreślał. - Dzisiaj zagraliśmy konsekwentnie. - Gutkovskis ma zerwane więzadło poboczne kolana i do końca roku nie zagra, o czym dowiedzieliśmy się w drodze na spotkanie. Dlatego wystawiliśmy Sztefanika - ujawnił i przypadkowo wyszła dobra zmiana, bo Sztefanik zagrał dobre spotkanie. Czy piłkarze Termaliki mają już wpojone słynne powiedzenie Michniewicza, że "prowadzenie 2-0, to najbardziej niebezpieczny wynik, bo rozluźnia zespół"?- Ja już nawet o tym wyniku nie mówię, oni wiedzą doskonale, co ja mam w głowie. Na szczęście dla nas dobrze padały bramki. Trzeci gol strzelony był w momencie, gdy trybuny zaczęły wierzyć w Cracovię - odpowiedział trener. O tempie, w jakim udało mu się przebudować zespół z Niecieczy, powiedział:- Nic nie jest proste. Na początku wszystko jest trudne. Oczywiście też chcemy grać ładną ofensywą piłkę. Myślę, że jednak dostosowaliśmy styl gry do potencjału drużyny. W meczu z Cracovią byliśmy przede wszystkim skuteczni. Cieszę się, że po trzech porażkach zdobyliśmy sześć punktów. O Miszaku dodał: - Patrik był dzisiaj bardzo skuteczny. Widzę na treningach, jak gra. On jeszcze wszystkiego nie pokazał. Przyznam szczerze, że zastanawialiśmy się, czy go nie wpuścić w drugiej połowie, ale kontuzja Gustkovsisa zmieniła nasze plany. - Ja nie mam zwyczaju chwalić swojej drużyny. Wolę, żeby to inni dostrzegali naszą pracę. Cały czas jesteśmy drużyną, która się rozwija. Nam się marzy to, żeby ustabilizować naszą pozycję. Na pewno teraz traktuje się nas poważnie w Polsce - zakończył Czesław Michniewicz. Z Krakowa Adrianna Kmak, Michał Białoński