Trener Lenczyk miał być zwolniony po porażkach w Europie i z powodu konfliktów w szatni. Właściciele klubu nie znaleźli jednak następcy dla doświadczonego trenera, a poza tym jego następcy nie chcą wpuszczać na minę, jaką byłoby wysłanie na debiut autokarem do Hanoweru, gdzie do awansu Śląsk potrzebuje zwycięstwa 3-0. To oczywiście mission impossible. Kolejną przeszkodą - poza znalezieniem wartościowego następcy - w zwolnieniu Lenczyka, jest jego kontrakt. Gwarantuje trenerowi pobory na poziomie około 80 tys. zł miesięcznie, a rozwiązanie takiej umowy, bez ponoszenia sporych strat finansowych, nie jest sprawą prostą. Na ostatnich dwóch meczach we Wrocławiu gościł były selekcjoner reprezentacji Polski Franciszek Smuda. Przewodniczący Rady Nadzorczej Śląska Józef Birka zapewnił w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", że to nie wchodzi w rachubę. - Ktokolwiek zostanie szkoleniowcem Śląska, jeśli w ogóle dojdzie do jego zmiany, na pewno nie będzie nim Smuda. Nie zatrudnimy człowieka, który jako selekcjoner kadry ignorował piłkarzy Śląska i wypowiadał się o nich lekceważąco - oświadczył Józef Birka. 600 km na mecz autokarem - na taką podróż z Orestem Lenczykiem w roli trenera wyruszyli we wtorek rano piłkarze z Wrocławia. W autokarze formy się nie poprawia, tylko gubi. Śląsk z czwartkowego meczu wróci zmęczony meczem i podróżą, a już w niedzielę czeka go starcie z Ruchem. Takie są skutki uboczne oszczędności - podróż samolotem byłaby droższa. - Brakuje nam świeżości, a na czwartkowy mecz w Niemczech jedziemy autobusem. Jadąc i wracając w ten sposób nie będzie łatwo wypocząć. Na dodatek szanse na awans są znikome - podkreślał Orest Lenczyk. MiBi