Śląsk rozpoczął sezon od remisu na swoim stadionie z kandydatem do mistrzowskiego tytułu Lechem Poznań, a Rumak uważa, że był to wynik sprawiedliwy. - Wynik odzwierciedla to, co się działo na boisku. Może Lech miał więcej sytuacji, ale mecz był po prostu remisowy. Było widać, że mój zespół wyszedł stremowany i nie jest w rytmie meczowym. To pierwsze spotkanie, pierwszy raz na boisku, pierwszy raz na stadionie: dla niektórych w roli gospodarza, a niektórych w ogóle. Trema była i może przez to początkowo wiele piłek traciliśmy, ale w drugiej połowie zagraliśmy już lepiej - mówił Rumak, który dał szansę pokazania się kibicom aż pięciu nowym graczom. - W drugiej połowie zagraliśmy już lepiej i ten punkt musimy szanować, bo mierzyliśmy się z zespołem, który na pewno w tym roku będzie walczył o mistrzostwo i z zespołem, który tydzień temu ograł na Łazienkowskiej Legię 4-1 - mówił Mariusz Rumak. Szkoleniowiec Śląska zaskoczył wszystkich ustawieniem drużyny w ofensywie. W ekipie z Wrocławia nie było bowiem klasycznego napastnika, a rolę "dziewiątki" sprawował Japończyk Ryota Morioka, który jednak nie bardzo umiał się odnaleźć w ataku. Często można się było zastanawiać, kto jest bardziej wysuniętym graczem - właśnie Morioka, czy może Peter Grajciar? Gdy w końcówce meczu Rumak zdecydował się na zmianę, to do boju nie posłał doświadczonego Kamila Bilińskiego, a młodego Mariusza Idzika. Czy to wyraz braku zaufania do Bilińskiego? - Dla mnie liczy się praca na treningach i żadnemu z moich piłkarzy nie można odmówić pasji i zaangażowania, także Kamilowi. One jest częścią zespołu i wielkie podziękowania, że był. Dziś jednak zdecydował, że to Mariusz Idzik będzie grał z przodu, bo nieźle prezentował się w spotkaniach kontrolnych i sportowo wywalczył sobie to prawo bycia na boisku - ocenił Rumak. Trener Śląska uznał też, że opcja z wysuniętym Morioką nie była wcale eksperymentem, a czymś, co było już praktykowane i trenowane. - Na Wiśle w poprzednim sezonie graliśmy podobnie: Morioka na dziewiątce, a Mervo z Pichem na bokach. Ćwiczyliśmy więc to, a obserwując spotkanie Legii z Lechem uznałem, że taka opcja może nam dzisiaj przynieść punkty - powiedział Rumak. W samej końcówce meczu trener Śląska pokrzykiwał już na swoich piłkarzy, by nie atakowali zbyt odważnie i starali się szanować jeden punkt. Rumak to później potwierdził: - Zawsze gramy o trzy punkty i będziemy grali, ale są takie fazy w meczu, gdy czuje się, że niech już będzie ten remis. Np. po zmianach, które mogą dawać większe doświadczenie. Bo jeśli na boisko w końcówce Radosław Majewski, to daj boże taką zmianę. Wiedziałem wtedy, że będzie coraz trudniej, doszły groźne stałe fragmenty, ale koło 90. minuty uznałem, że nie stawiamy już wszystkiego na jedną kartę. Bramkarzem numer jeden w najbliższym czasie będzie Mariusz Pawełek. Doświadczony golkiper popełnił w spotkaniu z Lechem jeden błąd, gdy odbił przed siebie dość łatwy strzał z dystansu Tomasza Kędziory, ale nie zakończyło się to tragedią dla Śląska, bo dobijający uderzenie Nicki Bille spudłował. - Jeśli chodzi o wybór bramkarza, to była to jedna z najtrudniejszych decyzji, bo Mariusz i Lubosz Kamenar są bardzo blisko siebie. Dopiero wczoraj po kolacji po długich przemyśleniach uznałem, że stanie Mariusz. I tak zostanie. Nie zmieniam bramkarzy, nawet jeśli popełniają błędy. Musi forma sportowa spaść, by można było dokonać zmiany. Jeśli będzie zdrowy, to na Legii zagra Mariusz Pawełek - zakończył Rumak. Andrzej Grupa