Ekstraklasa: wyniki, terminarz, strzelcy, goleAdrianna Kmak, Interia: Wrócił pan po kontuzji, ale przebieg i wynik meczu z Wisłą na pewno pana nie ucieszył. Dawid Szufryn, kapitan Sandecji: - Niepotrzebnie wróciłem. Nie byłem na sto procent gotowy. Wróciłem na własną prośbę, chciałem pomóc i niestety odnowił się ten sam uraz. Z czym jest problem? - Z więzadłem pobocznym w lewym kolanie. Naderwane? - Tak, było naderwane dość solidnie. Wydawało się, że niby wszystko jest ok, ale ja się nie czułem do końca dobrze. Wystąpiłem i chyba to była zła decyzja. Znam na tyle swój organizm i czuję, że się to odnowiło. Można powiedzieć, że od 70. minuty grałem bez nogi. Zmian już nie było. To wasz szósty mecz bez wygranej w Ekstraklasie i zaczyna się robić trochę nerwowo. Czujecie już na plecach oddech rywali z tych ostatnich miejsc w tabeli? - Tak, tak. Już przed meczem z Wisłą wiedzieliśmy, że to dla nas bardzo ważne spotkanie. Na gadaniu się to wszystko jednak kończy. Dyscyplina taktyczna w trakcie meczu nam gdzieś ucieka. W pierwszej połowie w miarę to wyglądało, w drugiej początek też. Później karny podyktowany przez VAR, niby jakieś trzymanie w polu karnym. Takich sytuacji jest milion w meczu. Druga bramka trochę ustawiła spotkanie i Wisła grała już sobie typowo na kontrę. Próbowaliśmy coś działać, ale dyscyplina taktyczna uciekała nam z każdą minutą i mogło się skończyć nawet wyższym wynikiem. Nie za dobrze to wygląda. Czego według pana brakuje albo z czym macie teraz największy problem? - Na pewno brakuje dyscypliny na boisku. Z czego to wynika? - Ciężko powiedzieć. Może poczuliśmy się za pewnie po tym dobrym początku i niektórzy zawodnicy uznali, że są na wysokim poziomie. Szybko nas to jednak zweryfikowało. Jeśli chcemy zdobywać punkty, nie możemy tak grać. Gramy bojaźliwie, nieodpowiedzialnie. Naszymi błędami sami napędzaliśmy Wisłę Kraków. Kontry wychodziły po naszych sytuacjach, nieudanych zagraniach. Mamy materiał ludzki, jaki mamy. Na taki nas stać. Musimy jednak zrobić wszystko, żeby się podnieść. Ja nie spodziewałem się tak słabego meczu. Pierwsza połowa i początek drugiej nie zapowiadały, że to będzie tak wyglądało. Chce pan powiedzieć, że niektórym brakuje chłodnej głowy, czują się za pewnie po tych kilku dobrych meczach? - Dokładnie. Musimy to jasno powiedzieć, bo nie możemy grać tak nieodpowiedzialnie. To nie jest pierwsza liga, tylko Ekstraklasa. Każdy błąd jest tutaj szybko weryfikowany w postaci szybkiej kontry, która często kończy się bramką. Mamy coś nakreślone, rozpisane, coś trenujemy, wałkujemy cały tydzień, przychodzi mecz i my tego nie realizujemy. Coś jest więc nie tak. Szkoda, że na boisku nie pokusiliśmy się o jakieś emocje, tylko przeszliśmy koło tego meczu jak barany. Jak pan oceni zachowanie kibiców w spotkaniu z Wisłą? Nie wiem, czy widział pan to z murawy, ale w ruch poszły krzesełka. - Nie chcę się wypowiadać na ten temat, bo to ich sprawa. Na pewno mogli nie demolować tego sektora. Przyjechało ich bardzo dużo. Część pewnie była też z Cracovii. - Na pewno. Wie pani, jak wyglądają te stosunki tutaj. Od początku było wiadomo, że to nie będzie spokojny mecz na trybunach. Teraz przed wami trudny terminarz: Lech, Arka, Legia, Jagiellonia. Co się musi stać, żebyście stanęli na nogi i poprawili tę dyscyplinę? - Musimy sobie pewne kwestie wyjaśnić. Nie może być tak, że nie realizujemy zadań taktycznych. Byliśmy drużyną, której do tej 12., 13. kolejki bardzo ciężko było strzelić gola. Mieliśmy jedną z lepszych defensyw. Teraz to gdzieś pękło. Tracimy naprawdę śmieszne bramki, sami mało strzelamy. Brakuje nam też Aleksa Kolewa z przodu. Wiadomo już kiedy on wróci? - Na mecz z Lechem powinien być gotowy. Z pana kontuzją coś już wiadomo, czy trzeba czekać na dokładniejsze badania? - Jeszcze nie ma nic oficjalnie, ale ja czuję, że to dla mnie będzie już koniec rundy. Aż tak? - Nie chcę się tutaj mądrzyć. W poniedziałek pojadę na badania i zobaczymy. Po sobie czuję, że już tu nic nie pomogę chłopakom. Morale w szatni mocno spadły po meczu z Wisłą? - Tak. Na pewno się nie podniosły. Szanujmy się przecież. Co my dzisiaj zaprezentowaliśmy? Nic, zero czegokolwiek. To już głębszy temat do przemyśleń, poważniejszej rozmowy w szatni, bo ja sobie nie wyobrażam, że to ma tak dalej wyglądać. Pan, jako kapitan, planuje taką rozmowę z kolegami z szatni? - Musimy usiąść i wspólnie znaleźć przyczynę, bo pokazaliśmy na początku, że potrafimy coś znaczyć w tej Ekstraklasie. Wygraliśmy z mocnymi drużynami, mieliśmy swój styl. Ciężko nam było strzelić gola, walczyliśmy jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Teraz to się gdzieś rozpłynęło. Musimy zejść na ziemię, twardo po niej stąpać i wyszarpywać każdy punkt, bo nie jest łatwo. Musimy zrobić wszystko, żeby się podnieść, bo na tę chwilę jesteśmy lekko znokautowani. Rozmawiała: Adrianna Kmak