Ekstraklasa: wyniki, terminarz, strzelcy, goleRodzinna trójka z Nowego Sącza mocno zapisała się w historii klubu, ponieważ po raz pierwszy wywalczyła awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Kibice z Sądecczyzny piłkarzy tej drużyny zapamiętają zapewne na długo. Wojciech Trochim i Maciej Korzym znają się od lat, bo grali razem w Legii Warszawa. Utrzymywali kontakt przez długi czas, aż w końcu zostali szwagrami. Pierwszy ustatkował się Maciek. Piłkarz związał się z córką ówczesnego prezesa Sandecji Andrzeja Danka - Angeliką. Później do rodziny dołączył Wojtek, który grając w klubie zakochał się w drugiej córce prezesa. - Patrycję poznałem na basenie odkrytym w Nowym Sączu, którego właścicielem jest jej tata - opowiadał Trochim. Kiedy Maciek i Wojtek dołączali do rodziny, najmłodszy z tej trójki Adrian, jeszcze zapewne nie podejrzewał, że za kilka lat razem ze szwagrami wywalczy dla Sandecji historyczny awans do Ekstraklasy. - Nigdy się nie myślało, że to przyjdzie. Fajnie, że zrobiliśmy to my - mówił pomocnik. Cenne rady, wspólne treningi i... przyjaźń Z pierwszym, który wszedł do rodziny - Maćkiem, Adrian szybko złapał dobry kontakt. Jak sam przyznaje, jeszcze kiedy nie grali razem, często radził się go w różnych piłkarskich sprawach. - Maciek był w innym klubie i nie pomagał mi na co dzień, ale kiedy tutaj przyjeżdżał, trenowaliśmy razem. Udzielał mi też fajnych wskazówek. Dla mnie to tylko na plus, bo Maciek potrafi podpowiedzieć. Jeżeli zrobię jakiś błąd w meczu czy na treningu, to zawsze mówi mi, jak to skorygować. Jest doświadczonym zawodnikiem - przyznał Adrian. 23-latek ma się od kogo uczyć, a szwagrowie chętniej służą mu pomocą. Obaj zresztą dużo już przeszli, jeśli chodzi o grę na polskich boiskach. - Staramy się mu podpowiadać różne rzeczy. Adrian jest bardzo inteligentną osobą. To poukładany chłopak, fajny piłkarsko. Duża przyszłość przed nim. W piłce jednak wiadomo, jak to jest. Wszystko zależy od tego, jakie wybory będzie podejmował. Myślę, że przed nim jest duże granie. Ma coś fajnego w sobie. Przez ostatni rok zrobił megapostęp i nadal się rozwija. Idzie to w dobrym kierunku, ale najważniejsze, że przede wszystkim w głowie ma poukładane - mówił Wojciech Trochim. On sam do błędów, które zaważyły na jego piłkarskiej karierze, nie boi się przyznać. Pierwsze, poważne kroki w piłce stawiał w Legii Warszawa i wiele oczekiwano od jego talentu. Chociaż dobrze radził sobie na boisku, poza nim lubił jednak narozrabiać. Teraz przestrzega młodych przed tym, żeby nie dali się zwariować i podchodzili do kariery z chłodną głową. - Nie chciałbym, żeby ktoś popełniał błędy, które ja zrobiłem. Trochę ich było. Człowiek z wiekiem mądrzeje. Staram się pomóc młodym chłopakom, bo wiadomo, jak to czasami jest. Niektórzy myślą, że są i będą na stałe w drużynie. Mnie też życie zweryfikowało, bo myślałem, że zawsze będę w wielkim klubie. Byłem zdegradowany do I Ligi, później drugiej i trzeba było się powoli odbudowywać, żeby w wieku 28 lat regularnie zacząć grać w Ekstraklasie. To jest kawał czasu - przyznał Trochim i jednocześnie podkreślał, co według niego jest najważniejsze na początku kariery: - W dużej mierze głowa, pokora i dystans do siebie. Mnie trochę tego brakowało i byłem tam, gdzie byłem. Nie potoczyło się to tak przebojowo, jak pisano o moim talencie. Mogło być trochę inaczej, ale niczego w życiu nie żałuję. Musiałem najwyraźniej przeżyć swoje, żeby zrozumieć. Do jednego trafia to szybciej, do drugiego wolniej. "Gra, bo syn prezesa" Chociaż Adrian ma najmniejsze doświadczenie z tej trójki, w Sandecji też nie miał lekko. Kiedy jego tata pełnił jeszcze funkcję prezesa, wielu zarzucało mu, że gra ze względu na ojca. Dwa lata temu jeden z trenerów Sandecji - Piotr Stach podał się do dymisji, sugerując, że klub wycofał się z wypożyczenia Kamila Kurowskiego, bo ten miałby być dodatkową konkurencją dla Adriana. 23-latek niechętnie wraca do tamtych wydarzeń. - Nie chcę ciągnąć tego tematu, bo nie lubię kogoś obgadywać czy coś w tym stylu. Pół roku przed całą aferą z tym trenerem, chciałem przejść do Limanovii Limanowa. Wtedy jeszcze byłem młodzieżowcem. Rozmawiałem z rodziną i stwierdziliśmy, że byłaby to fajna możliwość rozegrania się na szczeblu drugiej ligi. Dostałem jednak sygnał od trenera, że nie mogę tam iść, bo jestem wliczany do młodzieżowców i też na pewno dostanę szansę gry - mówił piłkarz.