Chorzowianie mieli prawo być zmęczeni po czwartkowym spotkaniu w Lidze Europejskiej, ale tych oznak nie było widać w pierwszym kwadransie. Może poza samą pierwszą minutą, w której niezłą pozycję strzelecką wywalczył Kasper Hamalainen, ale uderzył po ziemi w Krzysztofa Kamińskiego. Później zaatakował Ruch, być może dlatego, że w świetnym stylu chciał się przywitać ze swoim stadionem. Blisko dwa miesiące "Niebiescy" czekali aż ich boisko będzie się nadawało do użytku. Po pierwszym kwadransie gospodarze powinni prowadzić jedną lub dwoma bramkami. Najpierw dwie znakomite okazje miał Grzegorz Kuświk. Czy uderzał piłkę głową z bliska, czy też kopnął ją z dystansu, świetnym refleksem popisywał się Krzysztof Kotorowski. Doświadczony golkiper wykorzystał po raz kolejny uraz Jasmina Buricia i pokazał, że nie zamierza być tylko rezerwowym w drużynie. "Kotor" intuicyjnie odbił tez piłkę w 17. minucie, choć bardziej można powiedzieć, że to Kuświk trafił go piłkę. Do tego Marek Zieńczuk minimalnie spudłował po dośrodkowaniu ze skrzydła, a potężny strzał Bartłonieja Babiarza został zablokowany. Gdyby Ruch trafił choć raz, mógłby grać spokojniej. Tym bardziej, że jego pomocnicy opanowali środkową strefę. Błędy popełniali rzadko, ale i te się zdarzały. Jak choćby w 26. minucie, gdy pozwolili dośrodkować Tomaszowi Kędziorze, a Vojo Ubiparip strzelił bramkę głową. Sędzia też jednak popełnił spory błąd, bo niesłusznie odgwizdał pozycję spaloną. Mimo wszystko Lech jednak zawodził i nie tłumaczą tak słabej gry poznaniaków dość spore osłabienia kadrowe. W drugiej połowie role się jednak odwróciły - wyglądało to tak, jakby gospodarzom zaczęło brakować sił. W ostatnim kwadransie przewaga "Kolejorza" była już bardzo wyraźna i wtedy goście powinni byli rozstrzygnąć spotkanie na swoją korzyść. W 76. minucie Szymon Pawłowski trafił z dystansu piłką w słupek, dwie minuty później Kamiński obronił uderzenie Hamalainena. Najlepszą okazję goście mieli jednak 10 minut później. W polu karnym Piotr Stawarczyk wyciął równo z trawą Ubiparipa - dostał za to żółtą kartkę, a goście "jedenastkę". Ponieważ kontuzję leczy podstawowy wykonawca karnych w Lechu Hubert Wołąkiewicz, do piłki podszedł Marcin Kamiński. Stoper Lecha też ma wysoką skuteczność przy strzałach z 11 metrów, ale tym razem się pomylił. Przegrał psychologiczny pojedynek z Krzysztofem Kamińskim, który rzucił się dokładnie w tę stronę, w którą strzelał rywal. Jak później zaznaczył bramkarz Ruchu - rzucił się "w ciemno". Ruch po raz kolejny więc zremisował - w jedenastym oficjalnym spotkaniu w tym sezonie "Niebiescy" podzielili się punktami po raz szósty. Jeśli w czwartek w Kijowie znów zremisują z Metalistem Charków, prawdopodobnie zdołają sensacyjnie awansować do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Nastrój trenera Jana Kociana mogła tylko popsuć kontuzja Daniela Dziwniela, który pod koniec pierwszej połowy - gdy blokował strzał Hamalainena - doznał urazu kolana. Andrzej Grupa Ruch Chorzów - Lech Poznań 0-0 Ruch: K. Kamiński - Kuś, Stawarczyk ŻK, Malinowski, Dziwniel (46. Gigołajew) - Kowalski (78. Janik), Surma, Babiarz ŻK, Starzyński, Zieńczuk - Kuświk (63. Efir). Lech: Kotorowski - Kędziora ŻK, M. Kamiński, Wilusz, Henriquez - Lovrencsics, Jevtić ŻK (46. Douglas), Linetty ŻK, Hamalainen, Pawłowski - Ubiparip. Sędziował: Paweł Raczkowski z Warszawy. Widzów 7500. Zobacz terminarz, wyniki, tabelę i strzelców Ekstraklasy