- Start w europejskich pucharach to święto i ukoronowanie piłkarskiego sezonu - uważa Smagorowicz. - Nieprawda, że jest to nieopłacalne. I my za rok chcemy znów zagrać w Europie, choć oczywiście zweryfikuje te plany liga - powiedział. "Niebiescy" latem odpadli w czwartej, ostatniej rundzie kwalifikacji Ligi Europejskiej, przegrywając wyjazdowy mecz z Metalistem Charków 0-1 po golu straconym z rzutu karnego w dogrywce. Pierwsze spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Wcześniej chorzowianie wyeliminowali FC Vaduz (Liechtenstein) i duński Esbjerg fB. Śląski klub licencję na grę w LE dostał w postępowaniu odwoławczym. Chodziło o udowodnienie stabilności finansowej. - Dziewięć godzin o to walczyłem. Przekonywałem w PZPN, że nie przyniesiemy wstydu. Pytano mnie - po co nam na licencja, nie wierzono, że sprostamy wymaganiom. A teraz przeszliśmy jedną weryfikację ze strony UEFA, jesienią czeka nas kolejna. I my sobie z tym radzimy. Wykazujemy się terminowością regulowania zobowiązań - wyjaśnił prezes. Premie od UEFA za dotarcie do czwartej rundy eliminacji w sumie wyniosą 410 tys. euro. - Ale nie można tylko tego tak przeliczać. Wzrosła przecież wartość marketingowa klubu, było więcej publikacji w mediach, prezentacji nazw naszych sponsorów. Już widzimy, że start w LE pomaga w pracy naszemu działowi marketingu. Oczywiście ważny był wynik sportowy. Ale myślę, że nie daliśmy plamy. Wyeliminowanie drużyny z bogatej ligi ukraińskiej i awans do fazy grupowej były też w zasięgu, przy odrobinie szczęścia - zauważył Smagorowicz. Podkreślił, że udział w europejskich rozgrywkach podnosi również wartość piłkarzy zespołu. Ruch swoje "domowe" mecze w LE rozgrywał w Gliwicach. Było to spowodowane problemami z murawą po letniej renowacji. Ale spotkanie z Metalistem w ostatniej rundzie kwalifikacji bez względu na stan trawy i tak musiałoby się odbyć poza Chorzowem, bo do tego etapu stadion przy ul. Cichej się nie nadaje. Rywalizacja na "dwóch frontach" przyniosła słaby start drużyny trenera Jana Kociana w Ekstraklasie. - Trzeba mieć niesamowicie silną i liczną kadrę, by tego uniknąć. To zresztą nie tylko nasza przypadłość. Uczymy się, jak sobie radzić w takiej sytuacji. Nadrobimy te straty - powiedział Smagorowicz. Chorzowianie w LE grali praktycznie wyłącznie polskim składem i przy licencyjnym limicie zarobków wynoszącym 15 tys. zł brutto. - Jasno mówimy, że pewnych ograniczeń nie przeskoczymy. Nie możemy sobie pozwolić na wydawanie więcej, niż mamy - wyjaśnił Smagorowicz. Przypomniał, że "Niebiescy" wystartowali w kwalifikacjach LE trzeci raz w ciągu ostatnich pięciu lat. - Nie można więc chyba mówić o przypadku. Dlatego chcemy za rok znowu zagrać w Europie, choć dziś może to brzmieć szaleńczo. To ma być święto dla zawodników, trenerów, kibiców, działaczy, dla całej piłkarskiej społeczności - zapowiedział prezes Ruchu, który jest zwolennikiem przeprowadzki zespołu na Stadion Śląski, modernizowany od wielu lat. Śląski - też położony w Chorzowie - po zakończeniu prac związanych z zadaszeniem widowni będzie mógł pomieścić ok 55 tys. kibiców. Obiekt przy ul. Cichej - 10 tysięcy. Obecnie przychody z "dnia meczu" wynoszą ok. 60 tys. zł i nie pokrywają kosztów jego organizacji. - My w sumie ze wszystkich meczów u siebie nie jesteśmy w stanie uzyskać miliona złotych. Na dłuższą metę tak działać się da - zakończył Smagorowicz, również współwłaściciel klubu.