- To był mecz, który mogliśmy, a wręcz powinniśmy zamknąć w pierwszej połowie. Tak się nie stało, ale mniej więcej do 70 minuty umiejętnie przenosiliśmy ciężar gry na połowę rywala - powiedział Feio. Portugalski szkoleniowiec podkreślił rolę niezbyt licznej, ale głośno dopingującej gdyńskiej publiki: - Znamy ten stadion, tutaj kibice mocno pomagają swemu zespołowi, pchają go do przodu. Wiedzieliśmy że Arka nie ma nic do stracenia i rzuci się do nas. Pierwsza bramka spowodowała, że gospodarze poszli za ciosem. Wyrównanie w 88. minucie, piękny strzał trzeba gratulować zawodnikowi Arki, Vejinoviciowi - powiedział. Piłka nożna jest najpopularniejszym sportem na świecie, a to dlatego, że w ułamku sekundy sytuacja na boisku może się diametralnie odwrócić. Tak stało się tym razem w Gdyni: - Zaraz po wyrównaniu mamy słupek po strzale Piotra Malinowskiego. Mogło być 3:2 dla nas. Ten strzał który nie wpadł od słupka dla Rakowa, chwilę później wpadł dla Arki. Tak to czasem jest... Mimo niekorzystnego wyniku spotkania i punktów straconych w dramatycznych okolicznościach Goncalo Feio zachował ciepłe słowa dla swojej drużyny: - Dziś frajersko przegraliśmy, ale ten zespół dobrze gra, ten zespół się nie chowa, idzie do pressingu, tak graliśmy z Lechem, z Legią i dziś tak samo. Jesteśmy przekonani że znajdujemy się na dobrej drodze, jesteśmy ludźmi z charakterem przyjmujemy dzisiejszy wynik na klatę, ale z wybranej drogi nie zejdziemy - zakończył portugalski asystent Marka Papszuna. MS