Wszołek to pierwszy od wielu lat polski piłkarz, który w pełni świadomie - mimo ostrych nacisków ze strony menedżera i właściciela Polonii, a także władz Hannoveru - zrezygnował z wyjazdu do Bundesligi. Miał już na stole kontrakt gwarantujący mu znaczącą podwyżkę, zarobki na poziomie 30 tys. euro, a jednak nie wszedł w to. Szaleństwo, czy wręcz głupota - może ktoś ocenić. Wszołek ma jednak swój rozum. Nie uległ naciskom głównie ze strony swego menedżera Jarosława Kołakowskiego. - Mam wrażenie, że byłem oszukiwany. Wieczorem dowiedziałem się o propozycji, a następnego dnia po dwóch treningach miałem jechać samochodem do Niemiec. Kiedy się nie zgodziłem, zaproponowano mi samolot<a href="http://www.fakt.pl/tag/samolot"></a> kolejnego dnia rano. Gdy pojawiłem się w klubie, nagle wszyscy mnie namawiali, żebym się pakował. Ze zdziwieniem zobaczyłem, jak wszystkim zaczęło zależeć na mojej karierze<a href="http://www.fakt.pl/tag/kariera"></a> - powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Wszołek. Zarzucił też swojemu menedżerowi Kołakowskiemu próby wymuszenia podjęcie decyzji o wyjeździe. Dzisiejsza "Gazeta Wyborcza", piórem Olgierda Kwiatkowskiego, odsłania kulisy tamtych "negocjacji". "Wszołek decyzję musi podjąć w kilka godzin. Radzi się kolegów, rodziny, trenera. Menedżer nie dzieli z nim rozterek, pojawia się tylko przy negocjacjach i usilnie namawia do wyjazdu. Kiedy Wszołek odmawia, Kołakowski przed budynkiem klubowym Polonii beszta go jak psa." - czytamy w "GW". Redaktor Kwiatkowski przytacza też wypowiedź dyrektora sportowego Hannoveru Joerga Schmadtke, który o Wszołku mówi: "Chłopak chyba się trochę wystraszył. Widocznie menedżer zbyt mocno forsował ten transfer." Doszło do tego, że Niemcy wyłączyli Kołakowskiego z kolejnej tury transferowych negocjacji, ale i to nic nie dało. Świadkiem awantury, jaką zrobił Wszołkowi był ówczesny obrońca Polonii Warszawa, dziś grający w Ruchu Marcin Baszczyński. - Co za szopka. Szkoda, że nikt tego nie nakręcił - mówił "Baszczu". Wszołek najpewniej wiedział, że sprzedany do Bayeru Leverkusen Arkadiusz Milik dostał zarobki na poziomie 80 tys. euro miesięcznie, podczas gdy jemu proponowano ledwie 30 tys. euro. Milik zainkasował też 240 tys. euro za podpisanie kontraktu, Wszołkowi za ten fakt nie płacono nic. - Czułem się jak prostytutka sprzedawana na Zachód - gorzko ocenia kulisy niedoszłego transferu Wszołek. Abstrahując od zamieszania wokół tej niedoszłej transakcji, nikt nie jest w stanie ocenić, czy przejście do Hannoveru oznaczałoby rozwój kariery sportowej Pawła czy jej zastopowanie. Mógłby pójść w ślady Roberta Lewandowskiego, z którego Bundesliga uczyniła piłkarza europejskiego formatu (pamiętajmy jednak, że na początku w Borussii "Lewy" grzał ławę, bo Juergen Klopp wyżej cenił Lucasa Barriosa, a dopiero kontuzja Paragwajczyka otworzyła drogę do pierwszego składu Polakowi), ale mogłoby się z nim stać to samo, co z Arturem Sobiechem, który jest rezerwowym w Hannoverze. To tylko najświeższe przypadki, ale przytoczmy też przykład Kamila Kosowskiego. Jego ówczesny menedżer Adam Mandziara namówił go na wyjazd do Bundesligi, do FC Kaiserslautern, choć rozpędzonego "Kosę" chciało też Bordeaux. Niemiecki kierunek w wypadku Kamila okazał się trafieniem kulą w płot. Bundesliga zabiła jego polot, szybkość, inwencję. Paweł Wszołek robi wszystko, latem zgłosił się po niego jeszcze silniejszy niż Hannover klub. W osłabionej kadrowo Polonii trudno mu się będzie wybić, ale ma jeszcze inne, znacznie szerzej otwarte okno na świat - reprezentację Polski. To występ z Białym Orłem na piersi przeciw Anglii spowodował, że nazwisko Wszołek nabrało rozgłosu, a młodym Polakiem zaczęli się interesować nawet w Bundeslidze. Przed nami batalia z Ukrainą, wierzymy, że Paweł będzie jednym z gwoździ programu selekcjonera Waldemara Fornalika. Skrajnym przypadkiem piłkarza, który gorzko pożałował odrzuconej oferty zachodniego klubu jest Marek Citko. Był najlepszym polskim piłkarzem drugiej połowy lat 90., Blackburn Rovers oferowali za niego cztery milion funtów, ale wychowanek Jagiellonii zrezygnował. Jego menedżer negocjował z dużo silniejszymi klubami - Liverpoolem i Interem Mediolan, ale wszystkie plany pokrzyżowała kontuzja - zerwanie więzadeł krzyżowych, która oznaczała dla Citki ponad roczną przerwę w karierze. Paweł Wszołek to silny jak tur i odważny zawodnik. Niech tak zostanie. Poprzednim Polakiem, który za nic miał sobie zagraniczne oferty był Tomasz Łapiński. Gdy ciągnęli go na Zachód, mawiał: "Pojadę, ale po powrocie z Biłgoraja, do którego się jednak nie wybieram".