Prezes Józef Wojciechowski od lat dobrze płaci piłkarzom, ale też wymaga jak mało kto. Co najgorsze, wbrew temu wszystkiemu, nawet się nie zbliżył do celu, jaki sobie postawił inwestując w piłkę nożną - zdobycie mistrzostwa Polski. O wiele bliższy tytułu był inny krezus finansowy, od którego zresztą kupował miejsce w Ekstraklasie - Zbigniew Drzymała z Groclinu Grodzisk Wielkopolski. Prezes Drzymała działając w warunkach prowincjonalnego, choć dobrze zorganizowanego klubiku sięgnął po wicemistrzostwo kraju, z powodzeniem grał w Pucharze UEFA, a przy tym wszystkim bardzo rzadko zmieniał trenerów. W odróżnieniu od Drzymały, Józef Wojciechowski piłkarski biznes prowadzi w stolicy, a jednak idzie jak krew z nosa. Czwarte miejsce po sezonie 2008/2009 (udziału w europejskich pucharach tylko dlatego, że trzeci Lech Poznań zdobył Puchar Polski), 13. po 2009/2010 i siódme po rozgrywkach 2010/2011, to wyniki grubo poniżej oczekiwań i potencjału. Prezes nie ma cierpliwości do szkoleniowców, zawodnicy narzekają na brak stabilizacji w kadrze, ale Jacek Zieliński i tak może się uznawać za szczęśliwca. Od bossa dostał już drugą szansę, przegrał już pięć meczów (jeden na wiosnę i cztery w tym sezonie), a krzywda mu się nie dzieje. Prezes stawia jednak cele ambitne, nie zamierza biernie czekać, aż zespół ugrzęźnie w ligowej szarzyźnie. Na razie nie mówi otwarcie, że zablokuje wypłaty, jak już to uczynił rok temu, po porażce z Lechią Gdańsk, ale grozi palcem: - To wciąż nie jest to czego oczekuję. Mam swoje plany odnośnie drużyny, ale na razie nie będę się nimi dzielił - powiedział "Faktowi" Józef Wojciechowski. Jedno jest pewne, z Włodzimierzem Lubańskim na stanowisku wiceprezesa, Wojciechowskiemu pomysłów nie zabraknie. Dlatego Jacek Zieliński i jego załoga muszą się sprężyć, by przezimować w pierwszej czwórce T-Mobile Ekstraklasy, "Czarne Koszule" muszą wyprzedzić kogoś z dwójki Ruch - Lech, a także odeprzeć ewentualny atak Wisły i Korony. Zadanie tylko pozornie jest łatwe, ale przecież po stosunkowo łatwym spotkaniu z Podbeskiedziem u siebie, załogę z Konwiktorskiej czekają wyjazdy do Gdańska na Lechię i do Krakowa na Wisłę. Jeśli piłkarze nie zdobędą satysfakcjonującej prezesa liczby punktów (6-7 w trzech meczach), kurek finansowy może zostać zakręcony, co przed świętami byłoby dla piłkarzy szczególnie bolesne.