Jan Urban poprowadził "Kolejorza" w piątym meczu ligowym i dotąd jego zespół nie zaznał porażki. Zdobył w tym czasie 11 punktów, a to pozwoliło wydostać się ze strefy spadkowej. Do ósmej drużyny poznaniacy tracą zaledwie pięć oczek, a to już naprawdę niewiele. Jeszcze półtora miesiąca temu lechici byli na samym dnie i mieli gigantyczną stratę do rewelacyjnej Pogoni, która ustępowała tylko jeszcze większej rewelacji sezonu, czyli Piastowi Gliwice. Coś się jednak w grze drużyny trenera Czesława Michniewicza zacięło - efektem już piąty mecz bez zwycięstwa z rzędu i zaledwie dwupunktowa przewaga nad Górnikiem Łęczna, który jest w tym momencie poza grupą mistrzowską. Być może jest to po części efektem problemów z napastnikami i kontuzji Łukasza Zwolińskiego oraz Wladimera Dwaliszwilego. Tyle że Lech ma z tym problemy od początku sezonu i jakoś sobie ostatnio zaczął radzić bez klasycznej dziewiątki. W Pogoni do soboty trwała walka o postawienie na nogi Zwolińskiego, ale ta sztuka się nie udała. Michniewicz wysłał więc do boju młodego Marcina Listowskiego, ale 17-latek niezbyt sobie radził z przodu i jeszcze w pierwszej połowie wymienił się z Adamem Frączczakiem. Pod względem kadrowym Pogoń całkiem nieźle prezentowała się właśnie w środkowej strefie, ale podobnie było i z Lechem. Urban znów dokonał wielu zmian, w pomocy z czwartkowego meczu z Zagłębiem ostał się tylko Łukasz Trałka. Szkoleniowiec Lecha mocno rotuje składem, ale trudno mu się dziwić - rekordzista w Lechu (Marcin Kamiński) zagrał po raz 31. od lipca, a rekordzista w Pogoni (Jakub Czerwiński) - po raz 17. Na tych zmianach Urban wychodzi ostatnio bardzo dobrze. Lech dość szybko, bo już w 11. minucie, strzelił gola, który zadecydował o całym obliczu tego meczu. Kapitalnie akcję "Kolejorza" rozpoczął Marcin Kamiński - później wziął w niej jeszcze udział Tamas Kadar, a po jego zagraniu na środek Szymon Pawłowski został zablokowany przez Mateusza Lewandowskiego, ale piłka spadła pod nogi Kaspera Hamalainena. Trudno powiedzieć, czy uderzenie Fina zaskoczyłoby Jakuba Słowika, ale po rykoszecie od nóg Fojuta golkiper Pogoni nie miał szans. Pogoń dość szybko mogła wyrównać, po zagraniu z lewego skrzydła Patryka Małeckiego pomylił się jednak Rafał Murawski. Lech przejął kontrolę nad tym spotkaniem, nie pozwalał rywalom na oddawanie strzałów. Obronę Lecha próbowali rozbijać Takefumi Akahoshi oraz Małecki, ale to było za mało. Dopiero w końcówce pierwszej połowy w polu karnym Lecha trochę się zagotowało, a Jasmin Burić najpierw musiał zbijać piłkę po dośrodkowaniu Małeckiego, a później bronić strzału Akahoshiego. Po przerwie Pogoń ruszyła do ataku, nie chciała przegrać pierwszego meczu w sezonie na swoim stadionie. Portowcy wywalczyli kilka rzutów rożnych, po jednym z nich celnie główkował Mateusz Matras. W 54. minucie w środkowej strefie poślizgnął się Łukasz Trałka, wykorzystał to Patryk Małecki. Skrzydłowy Pogoni ruszył środkiem boiska, uderzył z 16 metrów, ale Burić świetnie obronił nogą. Piłka wróciła pod nogi gracza Pogoni, ale tym razem "Mały" minimalnie się pomylił. Jeszcze lepszą szansę miał cztery minuty później Frączczak, który po dośrodkowaniu Murawskiego miał przed sobą pustą bramkę. Nie trafił w nią jednak, co oznaczało, że były kapitan Lecha, a dziś kapitan Pogoni nie zaliczył asysty. Po chwili z gola cieszył się były gracz Pogoni, a dziś kapitan Lecha - Łukasz Trałka. Z rzutu wolnego dośrodkował Gergo Lovrencsics, gospodarze zostawili Trałkę bez opieki, a ten z bliska wpakował futbolówkę do siatki. Poprzedniego gola w ekstraklasie Trałka strzelił 2,5 roku temu, w meczu z Koroną Kielce. Od tego momentu Lech tak naprawdę kontrolował grę - inicjatywę zostawił "Portowcom", ale ci nie przedostawali się przed bramkę. W końcówce meczu wyglądało to już tak, jakby Pogoń nie wierzyła, że coś jeszcze może zmienić. Po meczu powiedzieli: Jan Urban (trener Lecha Poznań): "Zagraliśmy bardzo dobrą pierwszą połowę. Szybko strzelona bramka dała nam możliwość grać spokojniej i szybką piłką, mimo iż boisko dziś było grząskie. Źle za to zaczęliśmy drugą połowę. Małecki miał szansę na wyrównanie, za chwilę Frączczak, gdy Łukasz Trałka leżał na murawie. Druga nasza bramka zamknęła to spotkanie. Po niej praktycznie już nic wielkiego w tym meczu się nie wydarzyło". Czesław Michniewicz (trener Pogoni Szczecin): "Szybka strata bramki przeciwko takim piłkarzom, jakich ma Lech, powoduje, że chcąc odrobić straty możesz nadziać się na kontrę. W drugiej połowie, gdy dobrze zaczęliśmy i mieliśmy okazje do odrobienia strat, goście strzelili nam drugiego gola. Było kilka ciekawych momentów w naszej grze, ale nie było tego co najważniejsze, czyli goli. Nie strzeliliśmy bramki w Warszawie, nie strzeliliśmy też tu. To w tej chwili nasz największy problem". Andrzej Grupa Pogoń Szczecin - Lech Poznań 0-2 (0-1) Bramki: 0-1 Hamalainen 11., 0-2 Trałka 63. Pogoń: Słowik - Rudol, Fojut ŻK, Czerwiński, Lewandowski ŻK - Frączczak, Matras ŻK, Murawski, Akahoshi (70. Walski), Małecki (78. Murayama) - Listkowski ŻK (70. Przybecki). Lech: Burić - Kędziora, Arajuuri ŻK, Kamiński, Kadar ŻK - Lovrencsics, Trałka, Tetteh, Linetty (74. Gajos), Pawłowski (84. Formella) - Hamalainen (86. Thomalla). Sędziował Tomasz Kwiatkowski z Warszawy. Widzów: 9234. Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy