W porównaniu z zeszłym sezonem w Podbeskidziu zmiany są gigantyczne. Po spadku z ekstraklasy zmienił się trener, odeszło bardzo wielu zawodników. W Bielsku-Białej doszli do wniosku, że w klubie niezbędny jest dyrektor sportowy. Stanowisko objął Łukasz Piworowicz, który w zeszłym sezonie był szefem skautów w Górniku Zabrze, wcześniej pracował też jako dyrektor sportowy w Rakowie Częstochowa i Piaście Gliwice. Wspólnie z nowymi trenerami musiał zbudować zupełnie nową drużynę. Czasu było niewiele. Już 1 sierpnia pierwszy ligowy mecz - z Górnikiem Polkowice na wyjeździe. Paweł Czado: Niecodziennie w klubie zdarzają się tak ogromne zmiany w jednym okienku transferowym. Łukasz Piworowicz: - To prawda, ale to dlatego, że sytuacja była niecodzienna. Przede wszystkim po sezonie kontrakty w Podbeskidziu kończyły się blisko dwudziestu zawodnikom. Klub nie miał żadnego wpływu na ich decyzje dotyczące dalszej kariery. Musieliśmy szybko reagować, stworzyć pomysł jak dalej działać, jakich piłkarzy ściągać - pamiętając przy tym, że nie dysponujemy nieograniczonym budżetem. Po spadku jest on mniejszy, nie możemy się pod tym względem równać się z najwyższymi budżetami klubów pierwszoligowych. Z tego co słyszę kontraktują one piłkarzy za naprawdę duże pieniądze. My ściągnęliśmy już dziesięciu nowych zawodników i kolejne trzy transfery niebawem. Muszę przyznać, że nie udało nam się pozyskać wszystkich, których widzieliśmy u siebie, nie każde rozmowy kończyły się powodzeniem - zdradzę, że konkretne negocjacje prowadziliśmy z ponad 40 zawodnikami. Powody fiaska niektórych rozmów były obiektywne; często decydował czas, piłkarze - mimo, że wolni - już wiedzieli gdzie będą grać w następnym sezonie. To nie było więc dla nas normalne okienko transferowe z tradycyjnym sposobem postępowania, wcześniejszą pracą skautów i negocjacjami... Muszę więc tym miejscu docenić pracę ludzi w klubie, bo w bardzo krótkim okresie czasu udało się dopiąć kilkanaście umów. W trudnym dla klubu momencie stanęli na wysokości zadania. Trafili do was piłkarze o zupełnie różnych profilach. Wiele chyba będzie zależało od cudzoziemców. To znani w Polsce piłkarze. - Kierowaliśmy się zasadą, że ściągamy piłkarzy tylko takich, których znamy. Nie było czasu na skauting. Wykluczyliśmy transfery zawodników na podstawie wideo, uznaliśmy, że nie ma to sensu. Być może przez to nie trafiło do nas kilku odrobinę lepszych piłkarzy, ale w tym momencie chcieliśmy mieć pewność, że sprowadzani zawodnicy będą do tego nowego zespołu pasować. Z jednej strony chcieliśmy kontraktować młodych polskich zawodników, takich przed szczytem kariery w wieku 21-24 lat. Z drugiej strony zależało nam też na piłkarzach z jakością i doświadczeniem, na takich, którzy już teraz mogą decydować o obliczu zespołu. Ściągnięci przez nas cudzoziemcy - Costa Nhaimonesu, Joan Roman czy Julio Rodriguez takie doświadczenie gry w polskiej ekstraklasie i ligach zbliżonych poziomem mają. Poprzednie kluby Hiszpanów są z Polski, ciekawy jest przypadek Nhaimonesu. 36-letni piłkarz z Zimbabwe wraca do naszej ligi po ośmiu latach. - Piłkarz z Zimbabwe ma ogromne doświadczenie. Utrzymał się przez siedem sezonów w Sparcie Praga, to nie było łatwe, bo w tym czasie dochodziło w tym klubie do wielu zawirowań. Costa występował tam na lewej obronie i na stoperze. Świetnie mówi po polsku [jego pierwszym menedżerem był Wiesław Grabowski, były selekcjoner reprezentacji Zimbabwe, a pierwszym klubem KS Wisła skąd trzynaście lat temu trafił do Zagłębia Lubin, a dopiero stamtąd do Czech, przyp. aut.]. Ostatni sezon spędził w Indiach, w klubie Kerala Blasters. On nie musiał już grać, nie chodziło mu o pieniądze. Zainteresował się jednak pomysłem na Podbeskidzie i chciał wrócić do Polski. Liczę na jego doświadczenie nie tylko na boisku, ale również poza nim. Może wiele pomóc naszym młodym piłkarzom. Plotkuje się o odejściu Marka Roginicia do Wisły. To prawda? - Mamy zasadę, że nie komentujemy plotek. Naszymi piłkarzami interesują się inne kluby, to normalne. W każdym razie, na dziś nie ma na stole żadnej konkretnej oferty dla Roginicia. A przyjście Giorgiego Merebaszwilego z Wisły Płock? - Bez komentarza. Jest pan optymistą przed nowym sezonem? - Wierzę w ten zespół. Trzeba jednak pamiętać, że w piłce nożnej nic nie da się zrobić nagle, nie da cieszyć się z efektów bez wysiłku. Dlatego apeluję o cierpliwość w ocenie tego projektu. Trzeba pamiętać o tym, że nowy pion sportowy był tworzony w ostatniej chwili, wielu piłkarzy dojechało niedawno, zresztą jeszcze nie wszyscy. Wiadomo, że kibice będą oceniać ten zespół już po pierwszym meczu, ale uważam, że na wnikliwe, obiektywne oceny przyjdzie czas najwcześniej za kilka miesięcy. Rozmawiał: Paweł Czado