Już w 10. minucie gospodarze mogli objąć prowadzenie. Po podaniu Roberta Demjana w pole karne z woleja strzelił Dariusz Kołodziej, ale posłał piłkę tuż obok słupka. Chwilę później doszło do wymuszonej zmiany. W dość przypadkowym starciu z Michałem Masłowskim ucierpiał Anton Sloboda i musiał zejść z boiska. Pierwsza diagnoza mówiła o skręconym stawie skokowym. W 13. minucie Masłowski zagrał za linię obrony do Luisa Carlosa, który dośrodkował w pole karne, a piłka po rykoszecie od Piotra Tomasika minimalnie minęła bramkę Podbeskidzia. Dwie minuty później Damian Chmiel zagrał do Demjana, który przymierzył z 16 metrów, ale na swoje nieszczęście trafił tylko w słupek. Niewykorzystane sytuacje zemściły się w 25. minucie. Kamil Drygas zacentrował w pole karne, gdzie na bramkę głową uderzył Samuel Araujo, a piłkę na linii bramkowej chyba zdążył jeszcze dotknął Alvarinho, któremu zapisujemy to trafienie. Zawisza nie był jednak w stanie dowieźć prowadzenia do końca pierwszej połowy. W 33. minucie Piotr Malinowski, który zmienił Slobodę, wykorzystując swoją szybkość wpadł w pole karne, potem ograł jeszcze goniącego go Andre Micela, oddał strzał zablokowany przez obrońcę gości, ale poprawka już znalazła drogę do siatki, co w dużej mierze można zapisać na konto Grzegorza Sandomierskiego. Bramkarz bydgoszczan przepuścił pod rękami w sumie słaby strzał lecący w środek bramki. Podbeskidzie mogło wyjść na prowadzenie w 42. minucie. Rzut wolny z 17 metrów wykonywał Kołodziej, ale trafił piłką w słupek. Jeszcze przed przerwą Zawisza też zmarnował wyśmienitą okazję. Masłowski podał do Jorge'a Kadu, który będą w sytuacji sam na sam... podał piłkę w ręce Michala Peszkovicia. Od początku drugiej połowy lepsze wrażenie sprawiali bielszczanie, ale nie potrafili skruszyć obrony rywali. Udało im się to dopiero w 71. minucie po precyzyjnym strzale zza pola karnego Bartosza Śpiączki, który wszedł na murawę chwilę wcześniej zmieniając Demjana. Rezerwowemu Podbeskidzia pomogli obrońcy Zawiszy, bo Paweł Strąk zgrywając piłkę głową trafił nią w Micaela i piłka potoczyła się do Śpiączki. Goście najlepszą okazję do wyrównania zmarnowali w 80. minucie. Jakub Wójcicki zagrał do Rafaela Porcellisa, który huknął z 16 metrów, ale w środek bramki i Peszković sparował to uderzenie. Potem ten sam zawodnik próbował jeszcze w 86. minucie, ale znowu na przeszkodzie stanął słowacki bramkarz Podbeskidzia. Leszek Ojrzyński (trener Podbeskidzia Bielsko-Biała): - Wygraliśmy i to jest najważniejsze. Stawka była nieco inna dla nas i dla Zawiszy, ale celem były trzy punkty. Nie weszliśmy dobrze w mecz; przegrywaliśmy, choć przeprowadziliśmy kilka niezłych akcji. Zadanie utrudniła nam kontuzja Antona Slobody... Chłopaki pokazali charakter i mądrość, dzięki czemu wyszliśmy na prowadzenie. Oczywiście, można się zastanawiać, co by było, gdyby pod koniec pierwszej połowy Zawisza wykorzystał idealną sytuację. Na nasze szczęście tego nie zrobił. Składamy ręce do niebios, że nie padła bramka... To tyle, jeśli chodzi o ten rok. Teraz będziemy się przygotowywali do następnej tury, a to jest zawsze przyjemniejsze, gdy się wygra ostatnie spotkanie". Mariusz Rumak (trener Zawiszy Bydgoszcz): - Mecz miał swoje fazy, ale żeby wygrywać trzeba wykorzystywać sytuacje. My tego nie zrobiliśmy, w związku z czym sprawdziła się stara prawda: jeśli my ich nie wykorzystamy, to zrobi to przeciwnik. I dziś przegraliśmy.<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa-2014-2015,cid,3" target="_blank"></a> <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa-2014-2015,cid,3" target="_blank">Zobacz wyniki, terminarz i tabelę T-Mobile Ekstraklasy</a>