W 44. min bramkarz gliwiczan Dobrivoj Rusov nie dość daleko wypiąstkował piłkę, która trafiła pod nogi 29-letniego pomocnika Sandecji. Cetnarski huknął z około 25 metrów bez zastanowienia. Piłka odbiła się od poprzeczki i wyszła w pole. Sędzia Jarosław Przybył początkowo nie przerwał gry. Po chwili jednak otrzymał sygnał, że sytuacja jest weryfikowana przez obecny na meczu system VAR. Telewizyjna powtórka nie pozostawiła wątpliwości, padł gol.- Absolutnie nie widziałem tego i nie wiedziałem, że jest bramka, tym bardziej, że w polu karnym stał zawodnik. Na szczęście mamy, który w tej sytuacji mi pomógł - tłumaczy z uśmiechem Cetnarski.Już w doliczonym czasie rezultat ustalił, wracający na boiska po kontuzji Mateusz Mak. Z punku piłkarze z Nowego Sącza nie byli więc do końca zadowoleni.- Gdyby przed meczem ktoś nam oferował taki wynik, to nie byłoby źle, bo wiadomo, że Piast w tabeli będzie się kręcił koło nas, ale patrząc na przebieg spotkania, to na pewno remis boli. W końcówce za bardzo daliśmy się zepchnąć na swoją połowę i pozwoliliśmy sobie strzelić bramkę. Szkoda, naprawdę szkoda, że tak się stało - mówi Interii Cetnarski.Z kolei gliwiczanie cieszą się z przełamania fatalnej passy czterech ligowych porażek. - Mogę być zadowolony z wielu fragmentów gry, ale nie z wyniku. Mieliśmy klarowniejsze sytuacje niż rywal, w tym dwie stuprocentowe, ale niestety nie udało ich się wykorzystać. W tej sytuacji patrząc na przebieg meczu i na to, że przegrywaliśmy 1-2, to trzeba uszanować ten punkt. Możemy mieć też zastrzeżenia do systemu VAR. Gol dla przeciwnika został uznany prawidłowo, ale szkoda, że nie zweryfikowano faulu na naszym piłkarzu w polu karnym. Na początku byłem entuzjastą tego systemu, teraz zaczynam stawać do niego okoniem - komentuje Waldemar Fornalik, trener Piasta. Michał Zichlarz, Gliwice