Z 22-letnim zawodnikiem rozmawialiśmy po sobotnim meczu Piast - Pogoń, który szczecinianie wygrali 2-1. Stał przed wejściem do klubowego budynku i czekał na brazylijskiego obrońcę zespołu z Gliwic Heberta Santosa Silvę, który pomaga mu podczas pierwszych dni pobytu w Polsce. Nie bardzo kwapił się do udzielania informacji. - Nie wiem, czy mogę bez zgody klubu - wykręcał się. Na szczęście skinienie głową Heberta wystarczyło, żeby porozmawiał przez kilka minut. Nie zapomina o swoich korzeniach - Urodziłem w Ekwadorze w Puerto Quito, ale wychowywałem w Hiszpanii. Mam też zresztą hiszpańskie obywatelstwo. Część rodziny mieszka w Ekwadorze, część w Hiszpanii. Kim się czuje bardziej? Jak mówię, wychowywałem się w Hiszpanii, ale nie zapominam o swoich korzeniach. Kiedy mogę, to staram się być w Ekwadorze. To przecież kraj mojego urodzenia, tam mam najbliższych - tłumaczy. Wielu nazwisko Valencia od razu kojarzy ze słynnym piłkarzem Manchesteru United i reprezentacji Ekwadoru Antoniem Valencią. - To bardzo popularne nazwisko w moim kraju, szczególnie na wybrzeżu. Mieszkał czy urodził się 20 minut jazdy od mojego miasta. Gdyby była to rodzina, to bym o tym wiedział - mówi z uśmiechem. Antonio Valencia zagrał, w niesławnym dla nas meczu mistrzostw świata w Niemczech w 2006 roku, kiedy to w pierwszym grupowym spotkaniu, skazywana na pożarcie reprezentacja z tego niewielkiego kraju Ameryki Południowej, pokonała w Gelsenkirchen "Biało-czerwonych" 2-0. - Nie pamiętam tego meczu. Wiesz, kto wtedy strzelał bramki dla reprezentacji Ekwadoru? - pyta mnie Joel Valencia. Niewysoki skrzydłowy, jako nastolatek, sam okrzyknięty został wielkim talentem. Mógł zrobić karierę nie mniejszą niż grający w Manchesterze United Antonio Valencia. Wszystko się jednak pokomplikowało... Najmłodszy w historii Ekwadoru W silnej Primera Division zadebiutował, jako... 16-latek! 28 sierpnia 2011 roku dał mu szansę słynny meksykański szkoleniowiec Javier Aguirre, który prowadził wtedy Real Saragossa. To w klubie z Aragonii Valencia stawiał zresztą swoje pierwsze piłkarskie kroki i uczył się futbolowego abecadła. Szybko dostrzeżono jego talent i szybko dostał szansę występu w pierwszym zespole. Zagrał w nie byle jakim spotkaniu, bo przeciwko samemu Realowi Madryt, którego trenerem był wtedy sam Jose Mourinho, a w składzie były takie gwiazdy, jak Casillas, Xabi Alonso, Sergio Ramos, Ronaldo, Marcelo czy Oezil. W 83. minucie starcia przeciwko "Królewskim" zastąpił na boisku reprezentanta Meksyku Pabla Barrerę. Klub z Madrytu, w obecności prawie 30 tys. kibiców, prowadził już wtedy w Saragossie 5-0. Ostatecznie wygrał 6-0. Jak się okazało dla młodego nastolatka był to jedyny występ w Realu Saragossa, w którym grali wtedy tacy zawodnicy, jak choćby reprezentant Portugalii Fernando Meira czy Nigerii Ikechukwu Uche (brat znanego z występów w Wiśle Kraków Kalu Uche). Potem Joel występował w rezerwach klubu z Aragonii, żeby potem przenieść się do rezerw Malagi, a stamtąd do UD Logrones. Trudne dzieciństwo Jego występ w pierwszym zespole Realu Saragossa wzbudził, co zrozumiałe, ogromne zainteresowanie. Nic dziwnego, został najmłodszym zawodnikiem z Ekwadoru, który tak szybko zadebiutował w prestiżowej Primera Division. Spekulowano, że interesuje się nim sama Barcelona. Przyszłość stała przed nim otworem. Po tym meczu wielki artykuł poświęciła mu gazeta "El Comercio". Dziennikarze tego periodyku odwiedzili rodzinne miasto zawodnika Puerto Quito. To miasteczko położone 140 km od stolicy kraju Quito, w połowie drogi nad Ocean Spokojny. Okazało się, że Joel nie miał łatwego dzieciństwa. Jego mama Mireya urodziła go, kiedy miała... 12 lat. Zaraz po porodzie poważnie zachorowała. W tej sytuacji wychowaniem malca zajęli się dziadkowie, Maria Castillo oraz Cesar Valencia. "El Comercio" w swoim reportażu z początku września 2011 roku pisało, że Joel do babci zwracał się per "mami", a do dziadka "papi". Dziadek, z uwagi na trudną sytuację ekonomiczną, spowodowaną chorobą córki i opieką nad kilkuletnim malcem, wyjechał ze chlebem w 2000 roku do Hiszpanii. Ściągnął tam potem wnuczka i żonę. To właśnie na Półwyspie Iberyjskim Joel rozpoczął swoją przygodę z piłką. Do klubu zapisał go nie kto inny, jak dziadek. Chce pomóc Piastowi Ostatnie 1,5 roku Joel Valencia spędził w Słowenii. Grał w klubie FC Koper. Z powodu urazów, w ostatnim sezonie zaliczył ledwie kilkanaście występów. - Miałem cztery kontuzje, stąd grałem mniej. To nie było jednak nic poważnego. W przeciągu dwóch tygodni będę gotowy do gry w Piaście - podkreśla. W Gliwicach bardzo mu się podoba. Z wysokości trybun oglądał sobotnie spotkanie przeciwko Pogoni. - Dobry doping kibiców, ładny nowy stadion. Cieszę się, że tutaj trafiłem. Do tego w zespole piłkarze mówiący po hiszpańsku. To pomaga na początku - zaznacza Valencia. Jak trafił do Polski? - Skontaktował się ze mną skaut Piasta, który zdaje się obserwował mnie od dłuższego czasu. W ten sposób jestem w Gliwicach. O Polsce coś wiedziałem, bo mam znajomego ze studenckiego programu Erasmus. Wiem, że macie ciężkie zimy, ale na razie pogoda jest taka, jaką lubię - mówi z uśmiechem. Z Piastem podpisał roczny kontrakt z opcją przedłużenia o trzy lata. Kto wie, być może w klubie z Gliwic odbuduje się i znowu wróci do wielkiego futbolu. Na razie jednak myśli o jak najlepszych występach w barwach Piasta. - Chcę jak najszybciej wyleczyć się i pomóc drużynie - podkreśla Valencia. Michał Zichlarz, Gliwice Zobacz terminarz Lotto Ekstraklasy