Do Gliwic 26-letni Masłowski przyszedł latem, żeby zastąpić w linii pomocy świetnie spisującego się w poprzednim sezonie Kamila Vacka. Wcześniejsze spotkania przeplatał raz lepszym, a raz gorszym występem. Nie popisał się na przykład w starcu z Górnikiem Łęczna, kiedy to w przeciągu kilkudziesięciu sekund złapał dwie żółte kartki, a jego zespół zremisował 3-3. W piątek był jednak bohaterem spotkania. W końcówce pierwszej połowy podszedł do piłki ustawionej 29 metrów od bramki rywala i huknął z rzutu wolnego tak, że Krzysztofowi Pilarzowi nie pozostało nic innego, jak wyciągnąć piłkę z siatki. - Do wykonywania rzutów wolnych wyznaczony jest Patrik Mraz albo ja. Sami między sobą decydujemy, kto ma je wykonywać. W tym przypadku zdecydowałem się spróbować sam. Na początku chciałem wrzucać. Zdecydowałem się jednak na strzał, bo trzeba próbować, no i udało się. Nie bramki są jednak najważniejsze, ale to, że wygraliśmy i zdobyliśmy trzy bardzo ważne punkty. Mnie na przykład bardzo cieszy podanie przy drugiej bramce do Tomka Mokwy, który potem wrzucił na krótki słupek i było z tego drugie trafienie. To sytuacje, które ćwiczymy na treningach - podkreśla Masłowski, który wcześniej w Ekstraklasie trafił jeszcze w barwach Zawiszy, a było to w listopadzie 2014. Warto dodać, że wygraną z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza piłkarze Piasta zadedykowali niespełna trzyletniemu Kacprowi Raupisowi, który urodził się z porażeniem mózgowym, a dla którego kibice z Gliwic zbierali pieniądze podczas piątkowego spotkania. Na leczenie malucha potrzeba 100 tysięcy złotych. Michał Zichlarz, Gliwice Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy Ranking Ekstraklasy - kliknij!