Michał Antczak: Drużyna i Pan po ostatnich porażkach znaleźliście się w dużym w ogniu krytyki. Jak Pan do tego podchodzi? Rafał Ulatowski, trener PGE/GKS-u: Zdaję sobie sprawę, że trener jest oceniany z tego, jak gra jego zespół. To, że fala krytyki spada na moją głowę wynika z faktu, iż w tych czterech meczach nie graliśmy tak, jak moglibyśmy, że nie zdobywamy punktów tak jak powinniśmy. Krytyka jest uzasadniona i na pewno motywuje mnie do jeszcze większej pracy z zespołem. Może "trzeba" było przegrać jeden, dwa mecze podczas letnich przygotowań, by mieć więcej materiału do analizy? - Żaden trener nie chciałby celowo przegrywać meczów. Latem graliśmy bardzo dobrą piłkę, zupełnie inną niż ta, prezentowana obecnie. Na pewno nas to nie uśpiło, ale mocno rzutowało na to, jak rozpoczęliśmy obecne rozgrywki. Byliśmy pewni swoich umiejętności, silni psychicznie i fizycznie, wierzyliśmy w to, co robiliśmy i nagle stanęliśmy przed sytuacją, że od 60. minuty w Bytomiu musieliśmy gonić wynik. Mogliśmy wyrównać, ale to się nie udało i wtedy się wszystko zaczęło. Z Jagiellonią niewykorzystany rzut karny, bezdyskusyjna porażka z Wisłą przy grze w dziesiątkę, słaby występ z Piastem. Coś zaczęło poważnie szwankować. Jak przebiegała Pańska rozmowa z prezesem Zalejskim? - Staraliśmy się przeanalizować przyczynę słabszych występów, poszukać rozwiązania na przyszłość. Była to rozmowa dwóch mężczyzna, którzy wiedzieli, jak się w takiej sytuacji zachować. Doszliśmy do wniosku, że w tym momencie naszej współpracy, w dalszym ciągu jestem dowódcą tej drużyny i wierzę, że będę skutecznym dowódcą. Prezes ma wszelkie prawo, by domagać się opinii na temat obecnego stanu rzeczy i taką uzyskał. Najważniejszy jest spokój przed meczem z Lechem. Jedziemy do zespołu, który reprezentuje Polskę w Europie, jest niezwykle silnym przeciwnikiem, ale ma także dwa przegrane mecze z rzędu. W poniedziałkowym wydaniu jednego z łódzkich dzienników pojawiło się sporo zarzutów, co do Pańskiej pracy, m.in. co do przygotowania fizycznego. Podobno (anonimowo) żalili się sami zawodnicy. - Nie dyskutuję o anonimach. Mamy niepisaną umowę, że o pewnych sprawach rozmawiamy tylko ze sobą w szatni. Przeprowadzam takie dyskusje z zespołem codziennie, wiem, jak drużyna się czuje, jak wygląda, widać to na boisku. Dziennikarz ma taką wyższość nade mną, że może napisać co chce, jest to opinia subiektywna i nie zawsze zgodna z rzeczywistością. Wiem, że wyniki w tej chwili nie przemawiają za nami, ale wierzę, że już niedługo ta karta się odwróci i znów się będzie mówiło o GKS nie pod kątem formy fizycznej, lecz zdobywanych punktów. Media zarzucają Panu także pogubienie się w prowadzeniu zespołu, o czym miałoby świadczyć wystawienie w Sosnowcu Marka Szyndrowskiego i jego późniejsza absencja w meczu z Piastem, posadzenie na ławce Janusza Gola i Mateusza Cetnarskiego, czy wreszcie występ Małkowskiego na prawym skrzydle w sobotę. - Nie zgadzam się z tym. Autor tekstu nie przyszedł na żaden trening mojego zespołu, a wypowiada się w taki sposób. Marek Szyndrowski ma stłuczony staw skokowy po meczu z Wisłą. W 30. minucie meczu w Sosnowcu - ostre wejście Głowackiego praktycznie kazało mi Marka zdjąć z boiska, ale graliśmy w osłabieniu, prawa strona była odsłonięta. Na domiar złego nie w pełni sił był Grzesiek Fonfara. Jestem pełen podziwu dla Marka, że wytrzymał do końca. To, że nie wystąpił w meczu z Piastem jest wynikiem doznanego urazu, który uniemożliwił mu odbycie jakiegokolwiek treningu w ubiegłym tygodniu. Czerwona kartka Tomka Wróbla kazała mi z kolei szukać nowego rozwiązania na prawym skrzydle. Miałem do wyboru Krzyśka Janusa oraz Maćka Małkowskiego, który w barwach Odry wystąpił wiosną pięciokrotnie na prawym skrzydle i w tych meczach miał 3 asysty. W swoim pierwszym meczu kontrolnym u nas zaliczył kolejną z tej strony boiska. Wszyscy bili brawo. Co Pan powie na zarzut, że Maciek to "pieniądze wyrzucone w błoto"? - Maciek jest jednym z nas. Będzie motorem tego zespołu w momencie, kiedy wszyscy będziemy dobrze grać. Ta przykra seria bez zwycięstwa wkrótce się skończy, a z Maćka będziemy mieli wielki pożytek. A Gol i Cetnarski na ławie rezerwowych? - U mnie grają zawodnicy najlepsi, czyli ci, którzy w danym momencie mają najwyższą formę. To, że wystawiłem Kubę Tosika na Wisłę oraz Piasta i jego obecna forma mająca odzwierciedlenie w powołaniu do kadry U-23 świadczy, że zrobiłem dobrze. To nie znaczy jednak, że nie wierzę w Mateusza czy Janka. Gol był najlepszy w meczu Młodej Ekstraklasy, oglądał go w Gliwicach trener Fedoruk. Mateusz natomiast dał bardzo dobrą zmianę w sobotę, pociągnął zespół do przodu. I o takie sygnały mi chodzi. Że Cetnarski jest w formie, że Gol jest w formie, że Tosik jest powołany do kadry, bo dobrze gra a nie dlatego, że znam trenera Majewskiego. Trzeba być dumnym, że nasi młodzi zawodnicy znajdują uznanie w oczach trenerów reprezentacyjnych. Niedługo przełoży się to na wyniki całego zespołu. W tym tygodniu najprawdopodobniej zakończy się przygoda Carlo Costly'ego z PGE GKS Bełchatów (piłkarz będzie sprzedany do Wigan - przyp. red,). Czy będzie to duża strata dla drużyny? - Carlo grał dobrze na poziomie reprezentacji. U nas w tym roku kalendarzowym wystąpił zaledwie w 1,5 meczu. Pracowałem z nim niewiele ze względu na jego pobyt w Birmingham oraz częste wyjazdy na kadrę. Nie jest to zatem zawodnik, od którego zaczynałem ustalanie składu. Na pewno jest to jednak piłkarz o dużych umiejętnościach. Oferta z klubu Premier League też o tym świadczy. Życzę mu szczęścia w dalszej karierze. Należy się cieszyć, że reprezentant Hondurasu grał przy ul. Sportowej. Po odejściu Carlo powstanie kolejna luka w ataku? - Luka, którą mam nadzieję zapełni Dawid Nowak. Po długiej i żmudnej rehabilitacji wróci głodny gry i może nam dać sporo radości. Rozmawialiśmy po sobotnim meczu - wierzę, że choćby fragment kolejnego starcia w Bełchatowie z Ruchem Dawid będzie już mógł zagrać. Zaplanowaliście jakieś specjalne przygotowania przed Lechem? - Zdaję sobie sprawę z ciężaru gatunkowego tego meczu dla nas i dla wszystkich, którzy nam dobrze życzą i na pewno pewne rzeczy zrobimy inaczej niż dotychczas. Sens musi pozostać jednak jeden: jedziemy do Wronek pokazać, że ten jeden punkt to falstart, zły początek. To się musi zmienić. Musi.