W 17. minucie Michał Mak został ukarany żółtą kartką za próbę wymuszenia rzutu karnego. Kilka minut później gospodarze domagali się od sędziego by wskazał na "wapno", dopatrując się zagrania ręką przez Piotra Celebana. Arbiter Tomasz Musiał - słusznie - pozostał nieugięty. Powiedzenie "do trzech razy sztuka" w tym spotkaniu znalazło zastosowanie, gdy w 30. minucie Krzysztof Ostrowski niefortunnie blokował dośrodkowanie jednego z bełchatowian. Tym razem sędzia odgwizdał rzut karny. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Błażej Telichowski, uderzył w prawy dolny róg bramki, ale Mariusz Pawełek wyczuł intencję strzelca i zdołał odbić piłkę. Tuż przed przerwą Ostrowski znów dotknął piłki ręką we własnym polu karnym. Gospodarze wyszli na prowadzenie - z rzutu karnego nie pomylił się Michał Mak. Chwilę później groźnie z dystansu uderzał Flavio Paixao, ale Arkadiusz Malarz popisał się piękną interwencją. Nim zabrzmiał gwizdek oznaczający koniec pierwszej połowy, świetnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Sebastian Mila, jednak ponownie górą był bramkarz GKS-u Bełchatów. Po zmianie stron pierwszy do ataku ruszył Śląsk, ale gospodarze świetnie ustawiali się w obronie łapiąc przeciwników w pułapki ofsajdowe. Bełchatowianie atakowali nieco rzadziej, lecz ich akcje ofensywne przynosiły poważne zagrożenie dla bramki strzeżonej przez Pawełka. Tak było między innymi w 50. minucie, kiedy Adrian Basta ograł Celebana i Ostrowskiego, wyłożył piłkę do Bartłomieja Bartosiaka. Napastnik oddał strzał z niewielkiej odległości, ale trafił tylko w boczną siatkę. Osiem minut później przyjezdni mogli wyrównać. Całą akcję rozpoczął rozgrywający dobre zawody Mila, który zagrał do Flavio Paixao. Portugalczyk oddał piłkę Robertowi Pichowi, jednak strzał Słowaka został zablokowany. W 62. minucie Śląsk przeprowadził kolejną bardzo groźną akcję. Lukas Droppa zagrał do stojącego na dziesiątym metrze Mili, który oddał strzał w środek bramki, jednak gospodarzy przed stratą gola uratował Paweł Baranowski, który wybił piłkę z linii bramkowej. Do futbolówki dopadł Paixao, ale jego uderzenie bez problemów obronił Malarz. Wtedy rozkręciła się drużyna gospodarzy, bramka cały czas wisiała w powietrzu. Drużynę Śląska dwukrotnie ratował Paweł Zieliński wybijając piłkę z linii bramkowej, a w innej akcji piękny strzał Maka wspaniale obronił Pawełek. Chwilę później doświadczony bramkarz popełnił fatalny błąd, mijając się z piłką, którą zdołał wybić Pich. Druga bramka dla beniaminka Ekstraklasy padła w 81. minucie. Michał Mak dośrodkował z lewej strony pola karnego, do futbolówki dopadł Kamil Poźniak i efektownym strzałem pokonał Pawełka. Chwilę później powinno być 3-0, gdy oko w oko z Pawełkiem stanął Andreja Prokić. Zawodnik GKS-u Bełchatów minął bramkarza Śląska, ale nie oddał strzału, gdy miał na to okazję i cała akcja spaliła na panewce. W 89. minucie Alexis Norambuena huknął z dystansu, ale bramkarz Śląska znów popisał się piękną paradą. Bełchatowianie wygrali 2-0 i objęli fotel lidera Ekstraklasy. PGE GKS Bełchatów - Śląsk Wrocław 2-0 (1-0) Autor: Aleksander Sarota