Po ostatniej tegorocznej kolejce piłkarze PGE GKS-u Bełchatów wypadli z czołowej ósemki Ekstraklasy i pierwszą fazę sezonu zakończyli na dziewiątym miejscu. - Wróciliśmy do Ekstraklasy po rocznej przerwie i w zmienionym składzie. Na starcie sezonu nikt z nas nie wiedział dokładnie, na co możemy liczyć. Znamy jednak swoje możliwości i wiemy, że nie ma sensu stawiać za cel wywalczenie mistrzostwa. Trzeba mierzyć siły na zamiary - powiedział Szymczyk. Dodał, że głównym celem zespołu jest wywalczenie po rundzie zasadniczej miejsca w górnej połówce tabeli. Jeśli to zadanie uda się zrealizować, to w bełchatowskim klubie sezon będzie uznany za bardzo udany. - Wiemy, że ósemka daje przede wszystkim utrzymanie. Dodatkowo stwarza też szansę walki o wyższe lokaty, co wiąże się z większymi premiami od organizatora rozgrywek. Druga część tabeli stawia pod znakiem zapytania ligowy byt, o który trzeba będzie walczyć do samego końca. Chcemy tego uniknąć - wyjaśnił Szymczyk. Prezes nie robi jednak tragedii z faktu, że po 19 kolejkach ekipa PGE GKS otwiera drugą połówkę tabeli. Tyle samo punktów (27) co bełchatowianie mają bowiem wyżej sklasyfikowane zespoły Podbeskidzia Bielsko-Biała i Pogoni Szczecin a jeden więcej zgromadził Górnik Zabrze. - Mieliśmy bardzo dobry i obiecujący początek rozgrywek. W pewnym momencie byliśmy nawet ich liderem. Końcówka w naszym wykonaniu była nieco słabsza. W ostatnich pięciu kolejkach zdobyliśmy tylko dwa punkty i dlatego wypadliśmy z ósemki. Generalnie jednak jesienną część sezonu w naszym wykonaniu trzeba ocenić na plus - zaznaczył Szymczyk. Jak dodał, w klubie spodziewano się tego, że w końcowej fazie jesieni zespół może mieć problemy. - Wiedzieliśmy, że tak może być i życie to potwierdziło. Główną przyczyną była wąska kadra. W tej sytuacji kartki i kontuzje miały wpływ na ostatnie kolejki. Zimą chcemy dokonać wzmocnień, by w decydującej fazie rozgrywek uniknąć podobnej sytuacji - przyznał szef bełchatowskiego klubu. 5 stycznia na pierwszym treningu po świąteczno-noworocznej przerwie w zespole prowadzonym przez trenera Kamila Kieresia mają się już pojawić nowi zawodnicy. Jednym z nich będzie wychowanek klubu Seweryn Michalski, który latem 2013 r. podpisał trzyletni kontrakt z belgijskim KV Mechelen. Na tym transferze bełchatowianie zarobili ponad milion złotych, a teraz zawodnik wrócił do macierzystego klubu za darmo. - Nie traktuję tego w kategoriach sukcesu, bo wolałbym, żeby ten chłopak dalej się rozwijał. Skoro jednak życie tak się potoczyło i nie przebił się do szerokiego składu Mechelen, to chętnie podpisaliśmy z nim kontrakt. Zobaczymy, jak teraz poradzi sobie w starym-nowym otoczeniu - powiedział Szymczyk. Nazwisk innych kandydatów do gry w PGE GKS nie ujawnił. Zapewnił jednak, że klub robi wszystko, by na pierwszych zajęciach w 2015 r. szkoleniowiec miał do swojej dyspozycji pełną kadrę. W tej chwili nie wiadomo, czy nadal będzie w niej Paweł Komołow, któremu kończy się wypożyczenie z Żalgirisu Wilno. W klubie nie zapadła jeszcze decyzja, czy będzie ono przedłużone. Na transfer definitywny bełchatowian w tej chwili nie stać. Kolejnym zawodnikiem, który może opuścić zespół, jest Michał Mak. Od dłuższego czasu w każdej przerwie między rozgrywkami mówi się, że on i jego brat Mateusz odejdą z PGE GKS. Od kilku miesięcy ten drugi leczy jednak kontuzję kolana i w jego przypadku nie ma w tej chwili tematu transferu. Pierwszy z bliźniaków może natomiast odejść tej zimy, co jednak nie oznacza, że tak się stanie. - Do tematu podchodzimy z dużym dystansem. Michał dostał zielone światło na transfer, ale żeby do niego doszło muszą być spełnione pewne warunki. Chcemy się bowiem wzmocnić, a nie osłabić - zauważył Szymczyk. Zaprzeczył, że do klubu wpłynęła oferta ws. transferu bramkarza Arkadiusza Malarza do Legii Warszawa. - Na pewno Legia działa na wyobraźnię, ale w tej chwili jest to jedynie plotka. Arek ma kontrakt z nami i bardzo dobrze czuje się w Bełchatowie. Z rozmów, które z nim odbyłem, wiem, że jest zadowolony z gry w naszym klubie - zakończył Szymczyk.