INTERIA.PL: Wygraliście z Widzewem 1-0, ale męczyliście się przez długi czas. Gol padł dopiero w ostatnich sekundach. Janusz Gol: - Był to typowy mecz derbowy. Ponadto dużo walki, piłka szybko przebijana na drugą część boiska. Trudno było stworzyć jakąś ładną, ciekawą akcję. W końcówce dopisało nam jednak szczęście, zapewniliśmy sobie wygraną i jesteśmy zadowoleni. W Ekstraklasie to już się staje tradycją, że pierwszy piątkowy mecz, rozpoczynający kolejkę, jest nudny i stoi na niskim poziomie. - Być może. Ani my, ani Widzew nie chcieliśmy przegrać, nastawieni byliśmy przede wszystkim na to, aby nie stracić gola. Cóż, czasami takie spotkania po prostu się zdarzają. Pozostaje mieć nadzieję, że w najbliższej kolejce zaprezentujemy się znacznie lepiej. Co przede wszystkim musicie poprawić? - W spotkaniu z Widzewem mieliśmy problemy z konstruowaniem akcji, dochodzeniem do dobrych sytuacji podbramkowych. To dziwne, bo dotychczas akurat ten element wychodził nam całkiem nieźle. Powinniśmy prezentować się tak, aby cieszyć się grą, pokazywać radosny i ofensywny futbol, ale to łatwe nie jest. To, że musicie sobie radzić bez Marcina Żewłakowa, ma na was duży wpływ? - Jakiś na pewno. Marcin to dobry, bardzo doświadczony zawodnik i jego brak jest odczuwalny. Skoro jeden nie może grać, to gra drugi. Jak w ogóle wyglądała ostatnio atmosfera w szatni GKS-u? Po trzech porażkach z rzędu morale zapewne poszły w dół. - Te wyniki cały czas w głowie nam siedziały. W lidze ta gra nie wyglądała najgorzej, brakowało wyników. Do spotkania Pucharu Polski lepiej nie wracajmy, bo trzeba je jak najszybciej wymazać z pamięci. Miejmy nadzieję, że mecz z Widzewem sprawi, że znów złapiemy wiatr w żagle i pójdziemy w górę tabeli. Czuliście przed meczem z łodzianami dużą presję po ostatnich wynikach? - Przede wszystkim chcieliśmy zmazać plamę za wcześniejsze rezultaty. Poza tym, było to spotkanie derbowe, bardzo ważne dla naszych kibiców. Po tym zwycięstwie nie możemy jednak spocząć na laurach. Pogubiliśmy już trochę punktów i trzeba to nadrobić.