Blisko dwa miesiące oglądać swoją drużynę na ostatnim miejscu to nic przyjemnego, a z takim problemem będą musieli poradzić sobie piłkarze, działacze i kibice zespołu, który dziś poniesie porażkę. Obecnie ŁKS i Wisła mają identyczny bilans - w 19 spotkaniach uzbierali po 14 punktów, zdobyli po 18 bramek i stracili po 33. Przewagą krakowian jest tylko wygrana w pierwszym spotkaniu, bo przy Reymonta rozbili beniaminka 4-0.Tyle że było to cztery miesiące temu, a wówczas jeszcze nic nie zapowiadało, że zimą sytuacja krakowian może być aż tak tragiczna. Po 10 (!) porażkach z rzędu wylądowali na dnie tabeli i odbić zdołali się dopiero w ostatniej kolejce dzięki zwycięstwu nad Pogonią Szczecin (1-0).- Zaraz po meczu widziałem inne twarze zarówno zawodników, jak i wszystkich ludzi w klubie. To pokazuje, jakie emocje generuje Wisła Kraków. Cieszę się, że trochę ciężaru zrzuciliśmy z pleców. Pojawiło trochę uśmiechu, ale tylko na chwilę, bo zdajemy sobie sprawę, w jakim miejscu jesteśmy - podkreśla Artur Skowronek, trener krakowian.Z kolei Kazimierz Moskal, szkoleniowiec ŁKS-u oraz były zawodnik i trener Wisły, nie ma wątpliwości, że oba zespoły znajdują się w identycznej sytuacji. I nie zmienia tego fakt, że krakowianie wygrali ostatnie spotkanie.- Nie sądzę, by dzięki temu zapomnieli już o tym, co było wcześniej i nagle staną się innym zespołem. Przyjadą do nas z takim samym nastawieniem i determinacją. A my, jako gospodarz, będziemy mieli obowiązek prowokowania i stwarzania zagrożenia pod ich bramką. To my powinniśmy być zespołem, który będzie bardziej dążył do zwycięstwa - podkreślał Moskal na przedmeczowej konferencji prasowej.Jego zespół nie okazał się rewelacją Ekstraklasy, ale ŁKS-owi nie można zarzuć, że nic do ligi nie wniósł. Łodzianie konsekwentnie trzymają się taktyki, która nie ogranicza się do murowania bramki i szarpania kontratakami, a z wieloma zespołami próbują grać jak równy z równym. Na razie zadowalających wyników to jednak nie przynosi.