Szymański miał odwagę stanąć przed dziennikarzami, choć nie było to łatwe. Nie dość, że jego drużyna została rozgromiona, to jeszcze pomocnik Legii wyglądał na załamanego.- Co on w ogóle mówił? - dopytywali się dziennikarz, bo nawet ci stojący w pierwszym rzędzie mieli kłopoty z dosłyszeniem słów cedzonych przez młodego gracze Legii.Szymański uciekał wzrokiem, patrzył w ziemię, a w głębi duszy chyba modlił się o to, by móc już schować się w autokarze.- Nie spodziewałbym się, że krakowianie w niedzielę aż tak nas zdominują. Nie mogliśmy sobie z nimi poradzić. Przyjechaliśmy po zwycięstwo, a przegraliśmy ważny mecz. Zagraliśmy bardzo słabo - mówił pomocnik mistrzów Polski, jakby zaraz miał się rozpłakać. W tej sytuacji wyduszenie z niego choćby kilku zdań dotyczących meczu było niemal niemożliwe. Szczególnie, że nawet godzinę po jego zakończeniu Szymański nie wiedział, co się właściwie wydarzyło.- Trudno powiedzieć, czemu gospodarze mieli więcej sytuacji i lepiej od nas sobie radzili. Gdybyśmy to wiedzieli, to coś byśmy zmienili już w przerwie... Nie wiemy co się z nami dzieje w ostatnim czasie - uciął. Po porażce Legia zajmuje drugie miejsce i do lidera Lechii Gdańsk traci pięć punktów. Wisła jest na siódmej pozycji. PJ